9.4.14

Nigdy nie będę gruba

To wszystko przez moje lenistwo. Nie chciało mi się wsiadać do pociągu w Łowiczu i jechać do Skierniewic, a potem tachać rower po schodach z peronu na peron, by się przesiąść do pociągu do Żyrardowa. Pojechałam na skróty przez Arkadię i Bolimów. W efekcie w poniedziałek przejechałam 143 kilometry. Rowerem z ciężkimi sakwami. Pobiłam swój życiowy rekord z czasów przedkluskowych czyli 120 km. Endomondo mówi, że tego dnia spaliłam ponad 3 tysiące kalorii. Owszem, jadłam po drodze, ale na pewno nie tyle. Poprzedniego dnia przejechałam tylko 87, a w sobotę 66. Razem prawie 300 kilometrów. Ładnie, prawda?

Jak tego dokonałam? 

Po pierwsze, podrzuciłam Kluska babci i wujkowi na weekend. W sobotę niemal zamieszkali w warszawskim zoo. W niedzielę bawili już w Żyrardowie, a w poniedziałek babcia biegała z Kluską już sama. Nie macie pojęcia, jak bardzo jestem jej wdzięczna za wszystko, co dla nas robi. Chyba za rzadko ją na blogu chwalę. A przecież to ucieleśnienie marzeń niejednej "synowej". Poczucie humoru, ateizm, niechęć do wtrącania się w cudze życie i dystans do świata i ludzi. To dzięki niej mogę wyjeżdżać bez małej nie martwiąc się, że coś się stanie, albo że mała będzie bardzo tęsknić. Klu zaczęła się za nami rozglądać dopiero trzeciego dnia. Nie zdążyliśmy wrócić przed jej zaśnięciem, więc rano we wtorek miała niespodziankę. Spacer z tatusiem :)




Po drugie, jeżdżę na rowerze na długie dystanse od kilku lat. Zaczynałam jako typowa rowerzystka miejska, co nie przejedzie więcej niż kilkanaście kilometrów w ciągu dnia. Bo i po co. Tu się pojedzie nad Wisłę, tu do lasu pod domem, czasem zakupy ze sklepu przywiezie. Z czasem wymyśliłam sobie nocleg w agroturystyce i jazdę na lekko. Wtedy zaczęłam jeździć dystanse rzędu 30-50 km. To był rok 2006, a ja byłam tuż przed 30tką. W końcu spiknęłam się z innymi cyklistami długodystansowymi, kupiłam sakwy i zaczęłam planować wyprawy z namiotem. Wtedy jeszcze jeździłam z moim bratem. Dystanse wydłużyły się do 70-80 km. No a potem zaczęłam podróżować z tatą Kluski, nocując w namiocie i gotując na epigazie czy na ognisku. Po paru latach ni stąd ni zowąd przejechałam pierwsze 100 km. I nagle okazało się, że rowerem można dojechać wszędzie.



Po trzecie, całej tej wyprawy (z Wrześni do Żyrardowa) by nie było, gdyby tata Kluski z zaskórniaków nie nabył roweru trekkingowego. Znajomy sprzedawał po okazyjnej cenie, ale że miesza kawałek od nas, to odebraliśmy go osobiście. Pocięgiem do Wrześni z dwiema przesiadkami, a potem już per pedales. Wychodzi, że teraz każde z nas ma po dwa rowery (Kluska ma biegowy i trójkołowy). W wąskim przedpokoju stoją obok siebie cztery rowery i się mieszczą.


To był wpis lajfstajlowy, pokazujący uroki rodzicielstwa aktywnego i wyrodnego, który wszystkim rodzicom bardzo polecam. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wlazła na wieloryba w Koninie.



A co u Kluski? Ano po staremu. Zauważam u niej nowe sylaby w bełkotaniu, może niedługo coś ruszy z mową. Ech, łudzę się jak głupia, dziecię me co prawda bez problemu otwiera lodówkę i organizuje sobie żarcie, ale najwidoczniej uważa, że są ciekawsze rzeczy do roboty niż gadanie.
























Poza tym książeczki pomału robią się "a fe". Teraz przodują klocki i ubrania rozrzucane po podłodze. Jak dobrze, że nie mam manii robienia porządków i bałagan mnie nie denerwuje, bo bym inaczej to chyba ciężko znosiła. Burdello totalne.

26 komentarzy:

  1. A i gdyby ktoś pytał, sukienkę Klusce trafiłam w Pepco. Rozmiar: 3 lata. Tia. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lavinko, gdyby to było takie proste, to trzymanie linii dzięki jeździe na rowerze...;)
    Masz geny odpowiednie, a trybem zycia sobie pomagasz, to jasne, ale ja swego czasu jeżdżąc codziennie w sezonie letnim na rowerze tylko kilka lub kilkanascie kilometrów, wypracowałam sobie mocne uda;(
    Teraz jestem leniwa i woże sie autem, więc ciagle sie musze odchudzać, ale tez metabolizm w pewnym wieku jest wolniejszy, a ochota na smakołyki większa;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To u mnie odwrotnie, ochota na słodycze coraz mniejsza. Tłustych rzeczy nie lubiłam nigdy, menu grillowe omijam szerokim łukiem, mam słaby żołądek. Dzięki temu, że mi metabolizm spadł ważę teraz 55kg, a nie 45, jak w liceum ;)

      Usuń
    2. Na studiach wazyłam podobnie, czyli poniżej 50, tylko że ja mam centymetrów w pionie deczko mniej:)

      Usuń
  3. mamy te same "mońki " :))
    http://swiatamelki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdroszczę Ci tej aktywności. Ja jak pracowałam zawsze chodziłam na nogach w jedną i drugą stronę, przemierzałam miasto pieszo teraz niby mam papuśniaka w wózku ale z wypraw nici, jedyny jej ulubiony swiat to ten na wysokości klatki piersiowej. A figura w dużym stopniu zdeterminowana jest przez geny, budowa, predyspozycje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początek powiem,ze Kluska wygląda jak Dama- piknie:) na 3 lata? Wysoka będzie jak Wy,bo jestescie prawda?
    Lol,dajesz czadu na rowerze!! Szacun. Tak licze Twój wiek i...cos tu oszukujesz:):)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akurat ciężko przewidzieć, zależy kiedy przestanie rosnąć. Ale owszem, duża jest po rodzicach :)

      Usuń
    2. A wiekowo właśnie mi stuknęło 37.

      Usuń
  6. Matko, jak ja dawno na rowerze nie jeździłam. Muszę to chyba zmienić, wygrzebać rower z garażu, Fifula sprzedać tacie i wybrać się na jakąś wycieczkę;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pojechałoby się, oj pojechało! Niestety moich Bąków nikt nie przygarnie :/

    OdpowiedzUsuń
  8. No wiesz co!! Powinnas dostać w zęby, w Koninie się było i się do mnie nie odezwało :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w zasadzie przez Konin przejeżdżaliśmy tylko. Mała przerwa na kawę i dalej. I tak się nie wyrobiliśmy z czasem, bo za dużo zwiedzania po okolicznych wsiach i miasteczkach było. Jakoś mi umknęło, że jesteś z Konia, bo bym wspomniała w komciach, trasę z grubsza zaplanowaliśmy kilka dni wcześniej :)

      Usuń
    2. Rozumiem, rozumiem :) Sama wiem jak to jest jak człowiek sobie z góry wszystko zaplanuje i nie ma potem na nic innego czasu :)

      Usuń
    3. Anu, właściwie już pierwszego dnia złapaliśmy ze 20km opóźnienia, a potem już lecieliśmy do domu, byleby przed północą zdążyć.

      Usuń
  9. Napisze tak. A że cię tyłek nie boli:-p. Jestem pełna podziwu, ja najwięcej zrobiłam chyba 32 km ale to jeszcze przed ciążą i uczestniczyłam w rajdzie rowerowym. Ogromnie Cię podziwiam, ale też trzeba przyznać że aby w ten sposób podróżować nieodzowna jest babcia:).

    Ps. W sukience Kluska wygląda zjawiskowo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grunt to mieć dobre siodełko. Takie miękkie ze sprężynkami. Nie przejechałabym nawet 30, gdyby nie ono. Firmy selle royal, nie potrafię znaleźć tego modelu, ale podobne do tego: http://www.ceneo.pl/16609430 Wcale nie było drogie o dziwo (kupowałam kilka lat temu w Trybiku).

      Usuń
  10. Też bym sobie pojeździła na rowerze, ale muszę kupić najpierw rower :D
    Jaka ty szczuplutka jesteś. Pozazdrościć :}

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to na co czekasz, do sklepu marsz! Bardzo polecam typ trekkingowy, łączy zalety górala (przerzutki) z ładną formą i funkcjonalnością miejskiego (koszyk, bagażnik) :)

      Usuń
  11. Tyle kilometrów - szok. A byłaś w Białowieży na jakimś wyjeździe rowerowym? Są tam piękne, długie szlaki, trasy idealne na rowerowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest jedno z tych miejsc, do których się wybieramy z tatą Kluski jak sójka za morze. Mamy nadzieję w tym roku pojechać na kolejny odcinek Linii Mołotowa, może uda się dotrzeć do Białowieży od północy. To i puszczę się zwiedzi przy okazji. Raczej bez Kluski, bo łażenie po bunkrach do bezpiecznych nie należy.

      Usuń
    2. A zaraz, wróć, Tomi mówił, że chce startować od Siedlec, czyli raczej od południa. Najpierw linia bunkrów, a potem można by podskoczyć do Białowieży i się cofnąć do linii kolejowej do Łap (linia białostocka). Pewnie będziemy uderzać w czerwcu, bo to sezon na sowieckie poziomki bojowe ;)

      Usuń
  12. zgadzam siez tobą opisałaś cechy idealnej teściowej szkoda żer takiej nie mam zazdroszczę;))))

    ubrania..Michałek dogadałby isę z Klusią. potrafi otwoprzyć sobie szafę i wywalić wszystko.....burdelllo mało powiedziane.

    rower - mam w planach kupić mężowi. prosi mnie już o niego dł€fgi czas bo dojeżdżając do roboty oszczędziłby na biletach i niedługo będzie okazja do spełnienia mojej obietnicy jak znam życie zarazi i mnie. Tomuś już ma rower ino nie chce się na nim nauczyć;) mam zamiar kupić mu biegówkę....jaką trochę ogarnie nabierze odwagi na swój prawdziwy rower;)))) też nigdy nie bedę gruba;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, Ja już nawet nie próbuję robić porządków w swojej szafie, zasięg Kluski to 120cm. Wszystko poniżej ląduje średnio co drugi dzień an podłodze, wszystko ściągnie, a jak ściągnie to sobie pójdzie szaleć gdzie indziej ;)

      Na rower bardzo polecam, świetne lekarstwo na zły humor, endorfiny produkują się same i człowiek się cieszy, sam nie wie z czego ;)

      Usuń
  13. Wieloryb w Koninie - czaderski!

    A Ciebie zwyczajnie podziwiam :) I zazdroszczę, ale tak delikatnie, bo liczę że i nam się uda z czasem ;)) przefajny macie tryb życia!

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziękuje za odwiedzinki:) i miłe słowa.

    Córcia przesłodka :* pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń