Kontynuując temat rowerowy - wreszcie wybraliśmy się na wycieczkę wspólnie we troje. Wcześniej na zmianę chorowaliśmy, a to pogoda była do luftu, a to Kluska za późno zasypiała i budziła się o zachodzie słońca. Przejście na czas letni ułatwiło wiele spraw. Wyszło spontanicznie, bo mamy już opracowany schemat wyjazdu perfekcyjnie.
1. Ubieranie Kluski i montowanie fotelika na rowerze taty Kluski, a sakw z potrzebnymi drobiazgami na moim.
2. Wynoszenie Kluski na dwór i roweru taty Kluski
3. Montaż Kluski w foteliku i jazda
4. Mama Kluski wraca na górę po swój rower, zamyka mieszkanie i leci na dół
5. Po kilku kółkach wokół bloku tata Kluski znów podjeżdża pod klatkę i razem wszyscy jadą przed siebie
Ciągle jeździmy bez kasku, bo trochę trwa zanim dopasuję odpowiedni. To znaczy właśnie nareszcie wybrałam Kiddimoto. Przez zimę Kluska wrosła do popularnego rozmiaru i nie trzeba cudować z kaskiem do małego obwodu. Powyżej 48 cm jest tego naprawdę sporo. Doszłam do wniosku, że najlepszy będzie kask do bmxów i rowerków biegowych, z kilkoma otworami wentylacyjnymi. Mam do nich większe zaufanie niż do zwykłych rowerówek. W upały pewnie i tak nie będziemy jeździć, a na wiosnę/jesień powinien wystarczyć.
A wycieczka tradycyjnie do lasu, kwitną kwiatki, liścią liście, sielanka. Kluska lubi kwiatki. Ogromnie. Dostaje ich całe garście od tatusia i obrywa płatki. Najzabawniej było z dmuchawcami. Jechałam za nimi i co chwila wpadałam w ich chmurę. Wpadały mi do oczu i do zębów, gdy się śmiałam. Dziecko się bawiło w obrywanie (wcześniej próbowała je zjeść, ale chyba jej nie smakowały). Tak czy siak humor dopisywał wszystkim.
Po jeździe po lesie czuliśmy niedosyt i zrobiliśmy jeszcze małe kółko po mieście. Wyrobiliśmy się przed lokalną godziną szczytu (19:00), ruch samochodowy był bardzo mały. Jeżdżąc z dzieckiem zawsze wybieramy najbezpieczniejsze trasy. Zresztą co ja mówię, wypadków z udziałem rowerzystów jest o wiele mniej niż z udziałem samochodów. Ostatnio zastanawiam się (jednak) nad zakupem fotelika samochodowego (żeby mieć na wszelki wypadek) i jak czytam o tym, co się może stać z dzieckiem w rozpędzonym samochodzie, to wolę by Kluska żadnym nie jechała przed ukończeniem drugiego roku życia. Wówczas dziecko ma już silniejsze kręgi szyjnie i jest bardziej odporne na urazy. Brr.
Wracamy. Już mieliśmy wchodzić do klatki, gdy dziecię zaczęło mi się wyrywać i w ten oto sposób miałam pieszą karną rundkę po placu zabaw, a tata Kluski zbierał rowery do kupy z klatki schodowej. Karną, bo Klusię przegoniło mnie po piaskownicy (w dobrym kolorze kupiłam wyjściowy płaszczyk), wozie z kierownicą i tym najgorszym czymś. Po budowli ze zjeżdżalniami, taki mini małpi gaj. W tym jeden pomost bez barierki z jednej strony. Zatłukę projektanta. Łaziłam na poziomie +1 razem z nią tam i z powrotem. Nawet starsi chłopcy z podstawówki patrzyli na małą z respektem. Kamikadze normalnie. W końcu razem zjechałyśmy ze zjeżdżalni i nie bez protestów Klu wróciłyśmy zmarznięte do domu :)
Kluska elegantka, w tym płaszczyku prawdziwa dama;)
OdpowiedzUsuńA my w sobotę, korzystając z pieknej pogody, wybraliśmy się z synem i wnuczkiem na rajd samochodowy w okolice Walimia - Wam to cos mówi, jak pamietam:)
Narobiłam mase zdjęć, Młody też;)
nie ma to jak czas letni też jestem za;)))
OdpowiedzUsuńna jedej z tych fot szczególnie widać jak ciesza jak kwiatki;)))))
świetne takie wycieczki rowerowe :)
OdpowiedzUsuńTakie wyprawy rowerowe to świetna sprawa na spędzanie czasu na świeżym powietrzu ale wyprawa z dzieckiem to nie lada wyczyn i jak czytam to widzę, że trzeba się nagimnastykować :) mimo to fajnie i pochwalam.
OdpowiedzUsuńhttp://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/
Dla mnie rodzice wożący dzieci samochodem to bohaterzy, chyba nie dałabym radę dziecka spakować i wozić nad morze. To pewnie kwestia organizacji, ale ja już przy rowerach tracę zmysły i czasem muszę się wracać po niezbędnik (raz już zapomnieliśmy pieluch i oczywiście skończyło się kupą). Dla nas po prostu podróżowanie rowerem jest fajne, jeszcze spanie w namiocie, ale póki co mała z nami pod namiot nie jeździ. Ona może jest na to gotowa, ale my jako rodzice jeszcze nie ;)
UsuńCudna wyprawa... zazdroszczę normalnie :)) Ja niestety upomniana przez Zawitkowskiego, zacisnę zębiszcza i poczekam z fotelikiem rowerowym do ukończenia tych ok 2 lat przez Zośkę (a kto wie, może wtedy będzie wolała na biegowym sunąć zamiast z mamą :P)... Choć korci mnie patent Kangaroo, ale... ale bałabym się :) mimo że ja codziennie śmigam rowerem i za kółkiem samochodu siadam w wyjątkowych tylko okolicznościach.
OdpowiedzUsuńO, a Zawitkowski był choć raz w życiu w Danii albo Holandii? Bo chyba tamtejsze dzieci są jakieś dziwne, w fotelikach jeżdżą od momentu, gdy tylko zaczną trzymać same główkę i samodzielnie siadać. I żyją! ;)
UsuńPopatrz na tę fotkę, blixniaki też można. Zdjęcie z Amsterdamu :) link
UsuńAlbo tu: specjalny bagażnik do wożenia fotelika samochodowego :)