19.7.13

Moralniak

Trochę się nam skumulowały wyjazdy, trochę nie dopilnowałam taty Kluski i ten zabukował bilety autobusowe na "za długo" jak dla mnie. Do tej pory uciekałam góra na weekendy, teraz aż pięć dni, potem będzie jeszcze tydzień. Już podczas krótkiego wyjazdu na rozbijanie bazy w Regetowie było mi dziwnie. Tak jakoś brakowało mi wtulania się we mnie ciepłego ciałka. Ale może to dlatego, że średnio zniosłam podróż i nawet balowanie z prawie biegającym dzieckiem było przy chorobie lokomocyjnej przyjemnością. Teraz pojechaliśmy na dłużej i uczciwie przyznaję, że początkowo nie miałam chwili by pomyśleć o domu, tyrpanie w deszczu po błocie i mokrej trawie zajmowało mnie w stu procentach. Ale że deszcz chwilami padał zbyt rzęsiście, trochę posiedzieliśmy w chatce i wtedy mnie wzięło. Ale w końcu znów byłam w Bieszczadach! I to jeszcze w kultowej chatce w Łupkowie - zwanej Końcem Świata. To niesamowite miejsce, choć cywilizacja dotarła i tu. Dzięki panelom słonecznym w chatce włącza światło fotokomórka w przedsionku, a na piętrze są malutkie światła diodowe. Mimo to reszta jak za dawnych starych czasów, gar do mycia na kuchni, czajnik z wrzątkiem do herbaty, w rogu filtr do wody ze studni, bo zbyt zamulona by się dało luzem pić.

Profesor Flüff też średnio zniósł podróż 
i musiał się czegoś napić na wzmocnienie ;)

Moralniak.

Ja tu sobie siedzę i piję herbatę, a moje dziecko jest tam daleko bez mamy i na pewno tęskni i płacze! No dobra, nie płacze, ale się rozgląda za etatową służbą i popędzaczem reszty służby... a tu ni mo. I na pewno będzie mieć od tego traumę, kompleksy w życiu dorosłym i brak odporności na stres jakowy. Trzymało mnie to poczucie winy jeszcze parę dni po powrocie. Mimo że wszystko wskazywało na to, że dziecko rozłąkę zniosło dobrze, a na mój widok rano zareagowało: "A!" i uśmiechnęło się, jakby znalazło skarb, który gdzieś posiało i nie mogło znaleźć. A! Znalazłam Cię! W co się bawimy dalej?


Jestem chyba takim człowiekiem, że muszę wyjechać daleko, żeby docenić to co mam w domu. Taki syndrom marynarza, który zostawia rodzinę na długo i wraca stęskniony, pełen miłości i czułości. Ten wyjazd mnie zmienił o tyle, że patrzę na Kluskę innymi oczami. Znajduję przyjemność nawet w tej nieszczęsnej kupie i potrafię żartować, gdy mała z brudnym tyłkiem zaczyna mi uciekać. Siedzimy sobie razem i oglądamy nowe tekturowe książeczki (nabyłam serię Juliana Tuwima z wierszami dla dzieci w takich kwadratowych tomikach dla zupełnych maluszków, są niesamowite, zrobię o nich oddzielny wpis). Bawimy się w chowanego między balkonem a salonem. Właściwie robimy wszystko to samo, ale jednak inaczej - razem. Wcześniej opiekowałam się Kluską, robiłam jeść Klusce, myłam Kluskę. Teraz czuję się nierozerwalną częścią jej świata, a ona mojego. Autentycznie zaczynam czuć się jak prawdziwy rodzic. Może ciut późno, ale dobrze, że w ogóle ;)


Balkon ma u nas specjalne miejsce, bo Kluska uwielbia świeże powietrze, a nie zawsze możemy ją zabrać na zewnątrz. Więc ją trzymamy dużo na balkonie, zamiast ogrodu którego nie mamy. Kocham to miejsce, bo wychowałam się w kawalerce bez tego cudu i teraz odreagowuję.Zwykły z wielkiej płyty, ze starą brązową terakotą, nowym parasolem i doniczkami pełnymi ziół wszelakich. Kluska ma na balkonie specjalne pudło zabawek, ale i tak najczęściej bawi się spinaczami od bielizny i kolorowymi kubeczkami z Lidla. Dzięki temu, że zasłoniliśmy szczebelki od barierki siatką od moskitier - mała może obserwować innych ludzi. Z trzeciego piętra sporo widać. Uwielbia podglądać biegające dzieci, szczekające psy i przejeżdżających chodnikiem rowerzystów. Często zasypia w spacerówce-parasolce właśnie na balkonie, najczęściej wieczorem, wpatrując się w świat na zewnątrz. Tak bardzo ją wtedy rozumiem. Czasami wpatrujemy się razem i jest nam wtedy tak dobrze jak nigdy przedtem :)

Z codziennej przytłaczającej rzeczywistości: po powrocie z wyjazdu odkryłam Kluskę zawysypkowaną, podejrzenie padło na kaszę gryczaną (jedyna nowość w diecie). Krostek dostała na policzkach i oczach, które już wcześniej wydawały się zaczerwienione, a teraz nawet ciut opuchły. Już jest lepiej, ale nadal nieidealnie. Jak się nie poprawi do poniedziałku, trza będzie uderzyć do lekarza, może wymyśli jakąś maść albo krople do oczu. Nie podoba mi się to, ale nie będę krakać. Nie poszliśmy dzisiaj, bo doszłam do wniosku że pozwolę się choróbsku rozwinąć (jeśli to nie alergia), żeby nie było wątpliwości przy diagnozie. Poza tym pojawiły się gluty w nosie, mała trochę marudna, ani chybi zęby znów iść zaczęły. Przetrzymamy!

12 komentarzy:

  1. Nie miej moralniaka - zadowolona i szczęsliwa mama to najlepsza mama:) realizujesz swoje pasje , dziecku nic się nie dzieje w tym czasie a wracacie obie stęsknione:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mam nadzieję, że nic się jej nie dzieje ;)

      Usuń
  2. Ale Wam fajnie, że macie z kim zostawić Klusię na tak długo. U nas w tym roku nici z wakacji :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, mieszkanie na kupie ma trochę minusów, ale też plusy je równoważą, bo mała przyzwyczajona nie tylko do nas, ale i do babci i wujka (który ostatnio przyjeżdża co weekend).

      Usuń
  3. A i czerwone oczka jakby mniej czerwone. Kolejny podejrzany - krem ziajka z filtrem. Zmieniliśmy na stary z apteki i czekamy.

    OdpowiedzUsuń
  4. O tak – schroniska „unplugged” mają jedyny klimat w swoim rodzaju, świece, kominek itd. Sam jeszcze pamiętam czasy przed kablem do schroniska pod Śnieżnikiem. I wielkie rozczarowanie gdy przywiodłem tam wycieczkę, żeby te czary pokazać - miesiąc - jak się okazało po podłączeniu prądu… ;) He He A chwila oddechu od „codzienności” dobrze robi (chyba;)…

    OdpowiedzUsuń
  5. ha ha spinacze są super :)
    Wszystkiego dobrego nawrócona mamusiu ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. oj tam zaraz trauma:))))) nie wazne czy prdzie czy później to zawsze przychodzi... kobieta nie rodzi sie supermatka z wybujałym instynktem macirzyńskim....

    ostatnio dopadł mnie podopbny moralniak.... siedząc w pracy, tęsknię za bąblami i mam poczucie ze dużo trtacę z ich życia.... choc potrafią i mega dać w palnik i uciekam w popłochu do tej roboty mam ochotę wysiasc na nast przystanku i wrócić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ucieczkę w popłochu" mam opanowaną do perfekcji, gorzej z powrotami ;)

      Usuń
  7. Slicznie tu u Was ;) zostajemy i zapraszamy do nas ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. "Uciec" i zatęsknić to jest to :). Ja mam wyrzuty sumienia jak młodego na noc do babciu czasem sprzedajemy - tak psychiczna jestem :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Też tak miałam jeszcze chwilę temu, że marzyłam, aby za małym M. zatęsknić. Wyjechaliśmy zatem razem z dala od betonu i czterech ścian. Nie musieliśmy się rozstawać, aby naładować baterie i zatęsknić za sobą. Ale myślę, że jeszcze nieraz tego zapragnę. Pozdrawiam Ciebie bardzo serdecznie!

    OdpowiedzUsuń