5.8.13

Urodzinki

To już naprawdę granda, żeby rodzice nie zdążyli wrócić z gór na pierwsze urodziny swego dziecka. Ale tak to jest, jak się szuka tanich biletów w Neobusie, dzięki czemu za podróż powrotną płaci się grosze. Choć prześladowała nas klątwa, czyli drogę "tam" przejechaliśmy z hałaśliwą nieco ponadroczną dziewczynką (doszliśmy do wniosku, że nasze dziecko jest najgrzeczniejsze na świecie), a potem w którejś chatce z kolei trafiliśmy na nieco młodszego od Klu chłopczyka (doszliśmy do wniosku, że jednak bywają grzeczniejsze raczkujące maluchy, bo na jego miejscu Klu już dawno kosiła by jakiegoś jara, a ten bawił się grzecznie na kocyku).

Klusce atrakcji dostarczali babcia i wujek. Impreza urodzinowa rozciągnęła się na dwa weekendy, pierwszy przed urodzinami i drugi po urodzinach, w komplecie z wyrodnymi. Zaczęło się od sobotniej wyprawy pociągiem do Warszawy. Gwoździem programu było Zoo, czyli żyrafki, małpki i "bizony". Były też słonie i parę innych nacji w klatkach. Kluska była zachwycona, nie tak łatwo było ją utrzymać w wózku, najczęściej w wózku jeździły zabawki, a dziecko wózek pchało i pchało i pchało (Kluska potrafi pchać wózek przez kilkaset metrów i jeszcze potem podtrzymywana za rączki wleźć na trzecie piętro).Trampki albo sandałki zakładamy jej tylko na dworze, głównie do ochrony przed szkłem, tu babcia Kluski jest nieprzejednana i trochę ją rozumiem, choć ja bym małą puszczała w samych skarpetkach. Przy okazji babcia Kluski poleca toalety w Zoo, idealne do przewijania dziecka latem, klimatyzowane, czyste, cud, miód, malina.

 




Po Zoo była plaża i moczenie nóg w brudnej Wiśle. Za mojego dzieciństwa woda się nie nadawała do moczenia nóżek niestety. Teraz całkiem całkiem. Trujące zakłady pobankrutowały, trochę oczyszczalni ścieków się pobudowało i jest o niebo lepiej. Nie było po tym żadnych krostek ani zaczerwienienia na nogach, więc babcia z wujkiem ochrzanu nie dostali ;)

Po plażingu odbył się pierwszy rejs Kluski. Jak rasowy bosman na wszystkich pokrzykiwała, bo się załoganci strasznie lenili. Po rejsie jeszcze zwiedzanie Parku Fontann na podzamczu i pora wracać do domu.



Na koniec jeszcze fantastyczna jazda tramwajem, tego już było za wiele, Kluska o minie najbardziej zdziwionego dziecka świata przejechała z rozdziawioną buzią całą trasę. Wycieczkę po Warszawie można uznać za zakończoną, jeszcze pociągiem do Żyrardowa i spaaaać :)


W końcu rodzice wrócili i można było się bawić dalej. Nie robiliśmy tortu, bo i po co, za to Kluska dostała masę prezentów. Kluski od wujka, kluski od taty i... edukacyjne kluski w kształcie liter od mamy. Jakoś tak wyszło ;) Dodatkowo kupiłam małej kredki, ale póki co ma ciekawsze zajęcia, na przykład sypanie sobie piasku na głowę w piaskownicy (starsze dzieci po niej małpują), albo mało udolne próby chodzenia. Samodzielnie potrafi już stać oraz zrobić jeden, dwa kroczki do przodu i bęc na ręce. Trochę to niebezpieczne, ale jak dotąd więcej kontuzji nabywa w inny sposób. No i właśnie nie wiem, czy już pierwszy krok jej zaliczać czy nie, bo nawet nie bardzo załapaliśmy kiedy to było. Tak jakoś odkryliśmy, że umie stać, ale kiedy zaczęła stawiać te kroki? Nikt nic nie wie.


Minął rok. Ten cholerny najgorszy pierwszy rok, którego końca czekałam z utęsknieniem, patrząc co jakiś czas na specjalny suwaczek. Jeszcze osiem miesięcy, jeszcze sześć, jeszcze trzy. I się doczekałam. Zamiast małego bezbronnego robaczka mam cwaną i kutą na oba kopyta dziewuchę. Która mając ledwo roczek doskonale radzi sobie w piaskownicy zaganiając w kozi róg dużo starsze dzieci. Na dodatek podrywa chłopaków! Jak? Wyrywa im zabawki. Kilka dni temu uwzięła się na takiego jednego półtoraroczniaka, zabrała mu wszystkie samochody, po czym na odchodnym malec do niej podbiegł i... pogłaskał ją po głowie i pocałował. Jego mama była w szoku. Takie mam dziecko, no ;)

A co ze mną? Po roku jestem rozmemłana, potargana, wygnieciona ale szczęśliwa!

Poniżej porównawcza fotka sprzed roku (tydzień przed narodzinami Kluski) i z dziś (pół tygodnia po urodzinkach).



Teraz to już z górki, nie? ;)

11 komentarzy:

  1. Najlepszego dla Kluski:), ale ten czas zleciał. A ty wcale się nie zmieniłaś, figure to ty nawet w ciąży miałaś;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, brzuch miałam nieduży, niektórych ubrań, które kupiłam sobie na końcówkę ciąży, po prostu nie założyłam. Były za duże ;)

      Usuń
  2. Granda nie granda, życzenia urodzinowe muszą być, więc dla Kluski i mamy, i taty - bo to święto wszystkich, którzy mieli w tym udział:) - Najlepszego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kto wie czy z górki, różnie może być :)
    W końcówce ciąży wryły mi się w pamięć słowa mojego brata, które mi powiedział: "Najtrudniejszy pierwszy rok, a potem to jakoś już będzie szło".
    Ja już powoli też się niecierpliwię, ale to chyba przez zmęczenie, bo jednak z dzieckiem siedzę głównie ja i tak czekam na więcej samodzielności z miesiąca na miesiąc. Gdyby nie to cholerne ząbkowanie miałabym dziecko idealne.
    Wszystkiego najlepszego dla Waszej Księżniczki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Najlepszego dla córci.
    Ja mam nadzieję, że jak Ala skończy 2 latka to będzie z górki:)
    Na razie nieustannie mamy pod.
    Choć jak przypomnę sobie czasu bez niej nie zamieniłabym sie za nic na świecie.
    Na pierwszym zdjęciu w ogóle nie widać że jesteś w ciąży. Ja już teraz wyglądam jakbym szła do porodu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkiego najlepszego :)
    po roczku z górki?hehhe ;)) teraz to dopiero się zacznie.... :D

    OdpowiedzUsuń
  6. wspaniale uczculicie rocvzek?

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla mnie najważniejsza jest samodzielność, zdecydowanie wolę biegać za dzieckiem niż je nosić i usypiać bez przerwy, także dla mnie zmiana z niemowlaka w dziecko to jest super uczucie i chyba nareszcie zaczynam czuć prawdziwą radość z bycia rodzicem, bo wcześniej to jednak orka po ugorze była ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj, Twój blog dostał ode mnie wyróżnienie Liebster Blog Awards: http://mateuszkowy-blog.blogspot.com/2013/08/liebster-blog-awards.html

    Pozdrawiam gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
  9. uwialbiam zoo - w końcu za tydzień moze się wybierzemy, co prawda nasze zdrcydowanie mniejsze, ale ma swój urok, bardzo je lubię.

    ten mały krzykacz to pewnikiem nic w porównaniu z moim - jemu buzia się nie zamyka.

    OdpowiedzUsuń