6.7.13

Banzaiii!

Czyli buju-buju robi za atrakcję nr 1. Kluska by chyba nie chciała jeździć na Lovelku, gdyby tata jej nie obiecał, że na huśtawce choć raz dziennie nie będą. Co z tego że za gorąco! Się popije, to się ochłodzi! Tylko potem mama zdziwiona, że dziecko grzeje jak kaloryfer, zipie jak lokomotywa, a na czoło wracają potówki. Ale raz się żyje!

Bujawka jest tak fajna, że babcia na spacerze omija ją szerokim łukiem, bo wrzucić w nią Kluskę jest łatwo, gorzej z wyjęciem, trochę jak z kąpielą, mała się wije i wyje, że spadajcie ja tu zostaję do jutra! Nie wiem jak sobie radzi tata, ale oni trzymają sztamę, więc pewnie nie ma płaczu w ogóle. Tia. A nawet jak jest to: "Kluska nie marudź" i tyle z zabawy. Zapomnijcie o rozpieszczaniu, chodzę na wycieczki z tatą Kluski nie rok, nie dwa, wiem jak to wygląda. Nie ma zmiłuj, żadne tam "nie mogę" i "jestem zmęczona", wstawaj lavinka i chodź.



Nie łażę z nimi na poranne spacery, bo upały znoszę źle. Już samo wyniesienie Kluski rano na dwór i zainstalowanie w Lovelku to dla mnie spory wysiłek i cierpienie (dopiero wieczorem wyjście z klatki jest w cieniu). I muszę tu zaznaczyć, że upał zaczyna się u mnie powyżej 22 stopni. Przez moment było chłodniej, czułam się o niebo lepiej. A teraz znów mi źle, jestem przegrzana, spocona i żądam jesieni! Ale złotej, bez deszczu. Słoneczko i 15 stopni poproszę, tak mi najlepiej. No góra 20, byleby wiało.

Tematem podsumowań, dziś zauważyłam pełną setkę lajków na fejsbuczku. Ale jak to? To już setka nas śledzi? Rzadko wchodzę na główną bloga, a na stronę fb jeszcze rzadziej i jakoś mi umknęło. Niezły tłum się zebrał. Mam nadzieję, że nie czekacie na zaproszenie na przyjęcie urodzinowe Kluski (którego zresztą i tak nie planujemy), bo setka nawet na stojąco u nas w domu nie wejdzie, wliczając w to balkon ;)

Poza tym Kluska przegryzła mniejszy niekapek i w związku z tym został się tylko jeden, większy i przez to bardziej używany w domu. Jak ten drugi też przegryzie, to nie wiem co zrobię. Chyba nauczę ją pić z bidonu rowerowego. Gdzie ja dostanę zamienny ustnik, meh.

7 komentarzy:

  1. Bujawka faktycznie jest atrakcją, ale jeszcze większą są dzieci na placu zabaw... tak więc plac zabaw musi być, czy to w parku (fajnie bo w cieniu, ale komary), albo w chłodniejszy dzień na Siódemce lub Dwójce (tam są bujawki z opon, więc odpadają).

    Wyjęcie z huśtawki jest bezproblemowe, bo można jeszcze pójść na sznurową drabinkę, albo drewniany bujający się mostek... ryk się zaczyna gdy próbuję ją ponownie wsadzić do Lovelka. Ostatnio całą drogę do domu (z niewielkimi przerwami) jechaliśmy na syrence alarmowej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to babci po prostu syrenkę włącza wcześniej. Jeszcze parę miesięcy i Klu zacznie chodzić, to będziecie pchać Lovelek do domu, bo to też rodzaj zabawy. Właściwie od biedy można jej założyć ogumione skarpety i już zatrudnić jako pchacza. :)

      Usuń
  2. Mi moja panna też urządza czasem takie płacze.
    W moim przypadku wyjęcie z huśtawki dziecka, które waży lekko ponad normę przez mamusię z brzuchem po pachy to nie lada wyczyn. Czasem kilka podjeść robi, nasapiemy się obie i w efekcie Ala ma ubaw z upoconej i zadyszanej matki i zaczyna się śmiać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś Klu miała ubaw z obsikanej mamusi. Po miesiącach prób wreszcie się jej udało (byłam jedyną osobą z opiekunów, której do tej pory się upiekło) :)

      Usuń
  3. oho skąd ja to znam:) Młodą wsadzoną do huśtawki słyszy całe osiedle:) Śmiechy i chichy tylko.
    No i ten bodziak w kropeczki:) - tez mamy

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no co ty 25 to minimum. Ja przy 20 miałam ochotę ubrać się w sweterek i grube spodnie:p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę że Ty jak babcia Kluski, z drugiego obozu, ciepłolubnych :))))

      Usuń