Ten miesiąc był przełomowy pod tyloma względami (dziesięć miesięcy Kluska kończy jutro). Ledwo ruszające się dziecko nie tylko zaczęło pełzać, zaraz potem siadać, wstawać i raczkować. Chyba nigdy dotąd jej rozwój nie był tak gwałtowny. Poszło do przodu chyba wszystko poza mową. Trwam w permanentnym szoku. Na dodatek mało z nią przebywam, bo się dużo rzuciło roboty i innych wyjazdów, więc czas szybciej leci. Mała dobrze znosi rozłąkę. W lipcu czeka mnie co najmniej jeden dłuższy wyjazd, w sierpniu drugi jeszcze dłuższy, trochę boję się nadwyrężyć kluskowe przywiązanie. Ale też serce wyrywa się w świat, co robić.
Im dłużej Kluska jest na świecie, tym mniej się czymkolwiek przejmuję, chwilami zapominam o jej istnieniu. Aż tak. Nie tęsknię ani przez minutę, gdy wyjeżdżam do innego miasta. A jednak gdy się przytulamy, czuję że jest dobrze, że jest fajnie, że wcale nie musimy być wtulone w siebie cały czas, żeby odczuwać tę szczególną radość z bycia razem. Niemowlak pomału zamienia się w małe dziecko, które coraz więcej rozumie i wybacza. Na to ostatnie liczę niezmiennie od wielu miesięcy. Mało która kobieta "tak" kocha swoje dziecię, że by tylko od niego uciekać przy każdej sposobności. Coś mi się wywróciło na lewą stronę i chyba już tak zostanie. Nie mam wizji mojego najlepszego na świecie dziecka. Kiedyś dawno temu miałam jakieś marzenia odnośnie przyszłego potomstwa, ale rozwiały się one dość solidnie i mam nadzieję nie być rozczarowaną, że Klu będzie inna niż bym chciała. Czasami zastanawiam się jaka będzie. Jak bardzo będziemy się nienawidzić i czy w dorosłym życiu w ogóle będziemy mieć ochotę ze sobą rozmawiać. Czy będę obecny okres wspominać z rozrzewnieniem, czy przeciwnie - cieszyć się, że nareszcie minął. Wielka niewiadoma. Nie cierpię równań z wielkimi niewiadomymi.
Poza tym czytam sobie książkę o BLW. Trochę mi przy tym śmieszno, trochę straszno. Mało stykam się z beletrystyką, a już dziecięcą w szczególności, trudno mi o brak emocji. Jak każda książka o stylu życia zakłada pewne rzeczy na starcie, jest tak i tak, będzie tak i tak, jakie to proste. Tylko że w życiu nic nie jest proste i przewidywalne. Gdyby poradniki o najlepszych sposobach na robienie czegokolwiek podchodziły do swoich porad w ten sposób, raczej by się nie sprzedały. O czym by się nie czytało, zawsze będzie najlepsze, a metoda konkurencyjna zła i krzywdząca. To jest już nawet trochę nudne. Chyba wrócę do czytania fikcji o lataniu do innych galaktyk i innych problemów kosmitów lądujących pośrodku Rosji. Aczkolwiek książkę (Bobas Lubi Wybór) bardzo polecam, dość ładnie mówi, że każdy ma prawo jeść to co chce i ile chce, a dziecko to już najbardziej. I daje nadzieję, że za parę lat nie będą to frytki z chipsami, hamburger i słoik z Nutellą ;)
Kluska pomału uczy się żuć coraz większe kawałki jedzenia, prawdopodobnie mogłaby jeść to samo co my, ale wtedy jej dieta byłaby mało zróżnicowana. Słoikowo wychodzi dużo ciekawiej. Więc mój "niejadek" porywający wszystko co się da w zasięgu łapek jeszcze trochę poleci na papkach. Chyba że upoluje udko babci z talerza, jak w zeszłym miesiącu. ;)
Tup tup tup zbliża się szybkimi krokami, nabyłam paputki z mięciutkiej skóry. Zakupy w sieci to moje hobby i uzależnienie, czasami boję się wejść na alledrogo, bo znów coś wynoram i nie powstrzymam się od kupienia. A ze mną jest tak, że jak się nie mogę zdecydować między kwiatkiem a rekinkiem, to kupują oba i tak to się skończyło i teraz. Jestem niemożliwa. Dla kontrastu Tata Kluski liczy każdą złotówkę, więc się nam to jakoś kalkuluje. Cały czas na minusie, ale pojawiło się światełko w tunelu i póki co nie słychać dźwięku nadjeżdżającego pociągu ;)
Zęby postanowiły iść nie do końca symetrycznie, wdzięczny scerbulek miewa się obecnie tak:
I to by było na tyle, sama nuda i nie ma o czym pisać. Oby jeszcze trochę.
Rób tak jak czujesz ;D a paputki na nóżki bardzo ładne. ps. zakupy w sieci i w ogóle to i mój grzech ;P
OdpowiedzUsuńTy mi nawet tego nie pisz, przez cholerne media mam kompleks Mamy Madzi i mi się wiele brzydkich rzeczy wizualizuje. Może organizm odruchowo się broni i zwiewa, żeby dziecku nie zagrażać ;))))
Usuńja też boję się wchodzić na allegro po wypłacie szczególnie :)
OdpowiedzUsuńpapucie świetne
Podobno spełniona kobieta jest lepszą matką niż ta nie, więc może nie będzie tak źle;)
OdpowiedzUsuńUciekająca nie zawsze znaczy spełniona ;)
OdpowiedzUsuńA czy Ty wiesz, że ja już pierwszego dnia po wyjściu ze szpitala (po porodzie!) zostawiłam dziecko z chłopem i pobiegłam na zakupy? Wprawdzie żarciowe, bo lodówka ziała pustką, no ale... Dla zdrowia psychicznego trzeba czasami od dziecka odpocząć :)
OdpowiedzUsuńJa się przez pierwsze dwa tygodnie strasznie cykałam, wyobraźnia mi pracowała. Potem jakoś przeszło. Mam takie zaufanie do babci i taty Kluski, że wychodząc na dłużej ani trochę się nie martwię. Ale to teraz ;)
UsuńJa często zastanawiam się nad tym, że w sumie z małą najwięcej czasu spędza niania bo bite 8 godzin a mimo to, to do mnie biegnie jak nabije guza i to mama jest jedynym lekarstwem na smutki.
OdpowiedzUsuńCzasem zastanawiam się jak to działa.Niby mnie nie ma a jestem dla niej najważniejsza.
Prawda? To podobno zapach, ale tak do końca nie wiadomo. Zastanawiam się jak reagują niemowlęta adoptowane. Czy też instynktownie wyczuwają po jakimś czasie mamę, czy mają z tym problem?
UsuńMoj synus juz w wieku 8 miesiecy zaczal chodzic do zlobka, i poczatkowo strasznie sie balam, ze zacznie przedszkolanki bardziej kochac niz wlasna mame. Nic z tego. Jak mnie tylko zobaczy, to biegnie tak szybko jak mu tylko nozki na to pozwola, zeby mocno mnie przytulic i obcalowac moja buzke. Mam nadzieje, ze to sie nigdy nie zmieni. Poza tym ja tez nie jestem jedna z tych mam, ktore caly czas by z dzieckiem w domu siedzialy. Wolalam wrocic do pracy niz godzinami spedzac czas w domu, choc swoje dziecie kocham najbardziej na swiecie. Pozdrawiam Was serdecznie :)
OdpowiedzUsuńSpełniona matka to podstawa do szczesliwego dziecinstwa :)
OdpowiedzUsuńU nas 10mc tez byl przelomowy, Lil zaczela chodzic, bylismy akurat na wakacjach w Belgii. :)
Pozdrawiamy,
LilyLife
A ja choć uwielbiam byc bez małego przez jakiś czas, to tylko wtedy gdy jest ze swoim tatą, lub gdy jestem w pracy. Ostatnio okazało się ( podczas wyjścia do kina), że pierwszą godzinę filmu myślałam o małym. Że go zostawiłam, a to w końcu sobota, cały tydzien mnie prawie nie widzi, a ja sobie polazłam z jego ojcem do kina:-p
OdpowiedzUsuńDrugi akapit wpisu zdecydowanie tłumaczy, dlaczego BLW nie jest dla Was. Dla nas zresztą też nie ;)
OdpowiedzUsuńOsobiście nie widzę nic dziwnego w tym, że człowiek by chciał czasami bez dziecka. A nawet częściej niż czasami. Co więcej, życie w przekonaniu, że jest się swojemu dziecku niezbędną 24 h na dobę może być niebezpieczne. Bo jak wtedy się zorientować, w którym momencie powinno się usunąć w cień, żeby dorastającemu dziecku za bardzo głowy nie zawracać?
Anu, słuszna uwaga. Zawsze można sobie zrobić kolejne dziecko i tak ciągnąć do piątego, szóstego. Tylko dzieci szybko rosną i nagle okazuje się, że starsze wyprowadza się jeszcze przed maturą, tak ma dość tej dwudziestoczterogodzinnej miłości. Przedobrzyć można w każdą stronę. Pocieszam się, że przecież tyle dzieci w wieku Kluski już siedzi z nianiami albo w żłobku i krzywda im się nie dzieje. Nadal wiedzą kto to mama i nadal mamę kochają. Mam wrażenie, że trzeba się naprawdę postarać, żeby stracić miłość własnego dziecka. I chyba częściej udaje się to matkom nadopiekuńczym niż "wyrodnym".
Usuńnie da się siedzieć z dziećmi 24/7 bo człówiek jobla by dostał trzeba czasem uciec odpocząć psychicznie;)))
OdpowiedzUsuńa na allegro nie zaglądam przed wypłata. nie ma bata bym coś nie kupiła to tak samo mój nalóg;P