Wyrodna matka tak kocha swoje dziecko, że zamiast oddawać się niewątpliwym urokom macierzyństwa w swe święto, które do tej pory obchodziła jako imieniny - wybrała się spontanicznie z rana na wycieczkę rowerową na pół dnia. Oczywiście same rudery i krzaki, bo co to za wycieczka bez rozsypujących się chałup i dworów, włażenia pod most i jedzenia kanapek nad kubkiem z herbatą. Od kilku lat mam zwyczaj jeżdżenia na specjalną wycieczkę imieninową i tylko w zeszłym roku się nie udało (leżąca ciąża). Przed wyjściem popatrzyłam na świeżo uśpioną Kluskę i poleciałam w plener jak na skrzydłach. Wróciłam pod koniec kluskowego spaceru, przywożąc świeże kwiatki (chyba z kaliny), złupione opodal jakiejś przydrożnej kapliczki. Wyjątek, bo zazwyczaj wolę kwiaty doniczkowe, ale wstyd było kapliczkę okradać ;) Zrobiłam tylko 56 km, w sam raz na lajtową majową wycieczkę. Nie wiem co bym zrobiła bez pomocy babcinej, chyba bym została Matko Polko albo już dawno uciekła kajakiem na Madagaskar. Prędzej to drugie. Takie wycieczki ładują mi wewnętrzne baterie na długo. Teraz próbuję pracować, ale kiepsko mi idzie, za bardzo majówkowy nastrój mi się włączył. A tu trzeba zarabiać na kluski i Kluskę :)
Tak, to poniżej kolan to pokrzywy.
Z tyłu zrujnowany dwór z bocianem na kominie,
niech go piekło pochłonie (ptaka oczywiście)
Dziś Kluska miewała humory i humorki. To źle, tamto nudne, na spacerze fajnie, bo coś się dzieje (tylko w parku zwaliło się drzewo i nie można było wejść), na zakupy zabiorą, zabawki nowe kupią, ale co z tego, gdy człowiek chciałby chodzić, tylko się nie udaje. A więc dawała upust swym frustracjom od czasu do czasu. Co się odbijało na apetycie, niby głodna, szybko odechciewało jej się butli, dajcie tamto drugie oraz dlaczego kwiatki są niejadalne??? I dlaczego nie mogę wejść na stół, buuułłłłuuuu! Wspinała się wszędzie i na wszystko, oka z niej spuścić nie można. Kojec? Wypuście mnie natychmiast! Zaraz po przebudzeniu pełznie do miejsca, gdzie się kojec zaczyna się otwierać i skrobie łapką jak piesek. Ledwo zdążyliśmy zjeść obiad korzystając z jej drzemki. A jednak nadal podoba mi się ten etap, trzeba bardziej uważać, ale i zabawa z Kluską lepsza, cudownie jest patrzeć jak przekłada klocki z jednego pudełka do drugiego, albo układa je na trzecim. A mimo to kilka razy w ciągu reszty dnia miałam ochotę schować się w pokoju i nie wychodzić, nawet raz mi się udało ;)
Kluska bawi się oświetleniem
swojej przyczepki rowerowej
Poza tym nadal główną paszą Kluski (poza mlekiem) są dania gotowe ze słoików, wykańczamy resztki zapasów 4m+, bo tata Kluski wynorał jakieś promocje i kupiliśmy w efekcie ich trochę za dużo. Za chwilę przechodzimy na stałe na te dla starszych dzieci (do tej pory w kratkę, bo tamtych szkoda było wyrzucać). Dużymi kawałkami mała nadal się krztusi, więc trzeba jej dawać jedzenie pokrojone w kostkę. "Prawdziwe" mleko dostaje w postaci paru łyżek owsianki babci. Odpukać zdrowa i bez żadnych innych rewelacji. Odkąd się urodziła, uwielbiam się pod tym względem nudzić. Z zębów nietypowo idą jej górna i dolna lewa dwójka, podejrzewam że prawe także, ale są bardziej nieśmiałe i jeszcze nie przebiły się przez dziąsła. Z tymi zębami nie jest tak źle, jak się spodziewałam, raz na kilka dni Kluska ma gorszy dzień. Być może dziś był jeden z nich, a jutro pojawią się kolejne zęby na wolności.
To był pod wieloma względami jeden z lepszych dni w moim życiu, mam nadzieję że dzięki tej wycieczce będę go pamiętać i wspominać. W innym wypadku raczej niekoniecznie, bo z pamięcią u mnie krucho. :)
Pocieszam, jeszcze tylko jakieś 17 lat i już będzie Kluska pełnoletnia - minie, jak z bicza trzasł, ani się nie obejrzysz...;)
OdpowiedzUsuńŻyczenia imieninowe, samego dobrego i najlepszego w tym dniu matki posyłam i pozdrowienia z Krakowa.
17 lat, 2 miesiące, 4 dni - mam specjalny licznik na okoliczność ;)
Usuńlink
Co wcale nie znaczy, że rodzic odzyskuje wtedy wolność...;)
UsuńA na zdjęciu to Ty z teraz? Bo wyglądasz na 18 lat max:-p. Co do dnia mamy, u nas był bardziej klasyczny z uwagi na pogode w kratkę, ale wycieczki rowerowej zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńZ daleka nie widać zmarszczek, no i kucyki odmładzają (a kucyki, bo inaczej od wiatru robią mi się kołtuny). :)
UsuńZ okazji Dnia Dziecka wraz z wydawnictwem Dreams zorganizowaliśmy dwa ciekawe konkursy. W obu do wygrania bardzo ładna książeczka dla dziecka. Chciałabym Was serdecznie zaprosić do udziału, jednak nie chce wyjść na zupełnego natręta i nie będę spamowałą Was linkami :) Gdybyście byli zainteresowani wygraniem ślicznych książeczkowych nagród to zapraszam na mój profil, a tam do Babylandii oraz Książeczek synka i córeczki :) Z góry przepraszam za tą reklamę... Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńCzasem trzeba naładować akumulatory.
OdpowiedzUsuńNaładowana mama to szczęśliwa mama.
Fajnie, że mogłaś się tak oderwać. Dla takich chwil warto żyć.
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, będę częstym gościem :)
Zapraszamy oczywiście i w nasze skromne progi :)
Jak ja uwielbiam tak się "odrywać". I też cieszyłam się etapu raczkowania, potem chodzenia za to teraz uważam, że jest najlepiej jak z młodym można pogadać. dzieci chyba powinnam rodzić już takie prawie dwuletnie :)
OdpowiedzUsuńTeż jestem fanką dzieci 2+, a najlepiej 3+, bo się dogadać można. Pyskowanie mnie nie wzrusza, nawet wolę dzieci z silną osobowością. Teraz dużo muszę zgadywać i to mnie czasem wkurza. No i teraz na przykład leje, małej w deszcz na spacer nie zabieramy, bo co to za przyjemność jeździć w foliowym kokonie, tylko na balkon trochę wynosimy, bo zadaszony. A jakby była starsza, to kaloszki na nogi, parasol w dłoń i do lasu... ale przed jesienią raczej tak się nie uda.
OdpowiedzUsuńMyślę, że każdy rodzic ma swoje sposoby na odrywanie, choć faceci chyba są w tym temacie bardziej kreatywni i bardziej wymagający. Początkowo oderwaniem się był dla mnie nawet spacer do śmietnika ;)
ciuchów nie prasuję wcale....prasuje je mąż;P i to raz na ruski rok;P
OdpowiedzUsuńzajebiście wyglądasz w tych krzkach i w tych kucykach. zabierz mnie ze sobą kiedyś w te rudery;) ino ja wolę pieszo;)
Kluska też człówiek zupełie jak dorosły no malutki tez może miecczassem gorszy dzień. u mnie to samo, bywa że Michałkowie wlącza się opcja terroryzm; niekiedy samoczynnie;)
dla mnie w tej chwili jedynym oderwianiem jest....sen kapiel praca, muzyka słuchana w autobusie przez mp3 kiedy jade do lub z pracy. tak to nie mam szans na oderwanie i jestem sprzętem gotującym sprzątającym dupki podcierającym. są jeszcze za mali i nie jestem w stanie realizowac swoich pasji ale jak odrosną będą duzi marzę że jeszcze wrócę do rysowania ( tylko bo pirotechnikę i sporty ekstrelmalne już przed pierwszym dzieckiem porzuciłam)
Zakładam, że poprzednie życie już nie wróci, ale nowe wcale nie musi być gorsze. Pewne rzeczy zostaną, inne się zmienią naturalnie. Na razie nie myślę, co będzie, gdy Kluska dorośnie, to znaczy nie robię jakichś potężnych dalekosiężnych planów. To mi się nigdy nie udawało, całe życie na wariackich papierach ;)
UsuńMinie szybko, zapewniam droga Siostro:)
OdpowiedzUsuńMowie to ja- matka maturzystki, ktora wydawalo sie niedawno sie urodzila M