9.4.15

Zakupy

Alisa weszła ostatnio w kolejną fazę buntu, to znaczy pokazuje różki przy każdej okazji. A okazji ma sporo, zwłaszcza na spacerach. Jako że jest ciepło i mniej pada, to często lądujemy w piaskownicy, ale to jest tylko początek. Potem dziecię się nudzi pustym placem zabaw i idzie na zakupy. A mamusia tupta za nią, wszak odwrót jest niemożliwy. No chyba że się chce nieść do domu wierzgające i wrzeszczące na pół osiedla dziecko. Czasem praktykujemy, ale tylko w ostateczności. A raczej głównie praktykuje tata Kluski, który ma dość i ja ją przechwytuję. Łapię w przelocie plecak, gadam do siebie, że znowu będę pracować w nocy, ale idę. Czasem zabieram ze sobą wózek dla lalek, z nim Kluska zamienia się w odpowiedzialną matkę, która idzie kupić jedzenie dla dziecka.


Tatuś ją tak nauczył, wszak od dwóch lat robi z nią zakupy. Kluska wie, że jeśli się idzie z maluchem na spacer, to oczywiście do sklepu, żeby kupić mu jedzenie. I kupuje, a to suchary, a to chleb, a to wybiera kiełbasę ("Niam! Niam!"), a to nawet ostatnio trafiła amerykańskie przerośnięte truskawki. Jako że ostatnio uczestniczę w tych jej pomysłach, jestem zdumiona, jak dobrze się zachowuje, jak pewnie podąża w kierunku kasy i cierpliwie czeka w kolejce (no prawie, czasem trochę panią popędza). Dziś nawet dostała misia...


Historia z misiem jest jedną z tych, które gdy opowiadam, sama nie mogę uwierzyć, że się mi przytrafiły. Zakupy małe, udało się poprzestać na kiełbasie i kajzerce, dziecię przewiozło zakupy w wózku obok biedronki, bo chwilowo biedronka robi za "dziecko". Stoimy, trochę to trwa, mała się niecierpliwi, zaczyna się zastanawiać, czy nie obrać wersji alternatywnej i ominąć kasę, albo nie wrócić do zakupów. Ale jakoś udaje się zostać w rejonie płacenia. Mając oczy dookoła głowy jakoś udaje mi się wyjąć portfel, a tu pani zza lady wręcza memu dziecku nowego misia w folii. Mnie zatkało, dziecię przeszczęśliwe, biedronka z wózka powędrowała do plecaka razem z kiełbasą, miś zajął jej miejsce jeszcze w folii. Pytam się, ile kosztuje, a to nic, prezent od sklepu. Podziękowałam z wielkim WTF na twarzy i wyszłyśmy (Marcpol, jakby kto pytał). Jeszcze kółko wokół spacerniaka pod sklepami, tu tup po parkingu i wpadłam na pomysł, by dziecko pochwaliło się misiem babci.

No wreszcie skręciła w kierunku domu, czyli wrócimy do 13tej, Jupi! ;)

Powrót do domu odbywa się na takich zasadach, że robimy zakupy, a potem chwalimy się babci. Wczoraj chwaliłyśmy się Mikołajem z czekolady. Chyba stał w tym sklepie od grudnia, sądząc po jego twardości, dziecię ugryzło raz, znalazło zabawkę w środku i w zasadzie wszystko, nie dawałam jej więcej, ale też nie zabierałam na siłę. Kluska najbardziej lubi obierać czekoladowe specjały ze sreberka, a potem przestaje się obiektem interesować. Czasem kilka razy ugryzie, a potem oddaje. No bo skoro zawsze dostanie, jeśli się domaga, to się na słodycze nie rzuca. Dzięki temu unikamy rewolucji żołądkowych z nadmiaru czekolady. Rzuca się za to na pierogi z mięsem i rzodkiewki, taki efekt uboczny pozwalania jej jeść wszystkiego, czego zapragnie, z masłem orzechowym włącznie.


Tykając innego drażliwego tematu, z mową jakby lepiej, pojawiają się próby mówienia interesujących słów, Indianie brzmią jak "Dzianie", tego typu połykanie początków wyrazów. W większości kompletnie nie wiemy, co do nas mówi, ale że mówi, to jest jasne, bo już sama intonacja na to wskazuje. Wreszcie doczekałam się "Meow-Meow" w temacie kota. Doszło też nowe znaczenie "Niam-Niam", obecnie oznacza coś nie tylko pysznego, ale i pięknego. W sumie nawet się nie dziwię, w jej języku jest to najwyższa pochwała. :)

Poza tym mała pięknie pokazuje zwierzęta i przedmioty na obrazkach, układa proste puzzle (zwłaszcza drewnianego pingwinka od cioci M. - dziękujemy!), a nawet raz na tablecie ułożyła podpis horse pod koniem. Tak, mamy tablet, a dokładniej Kluska ma, bo to prezent dla niej, ale bawi się nim tylko podczas przyjazdów wujka, by nie miała jego nadmiaru i jednak miała szansę bawić się jak normalne dziecko. I te krótkie zabawy nauczyły ją z rozsypanych liter układać napisy pod zwierzętami. Czyli rozróżnia ich kształty, ciekawe. Przydałaby się podobna apka po polsku, może dziecię równolegle z mówieniem nauczy się pisać? To by wiele ułatwiło.


Jeśli chodzi o świat cyfrowy w życiu dziecka, stoję na niemodnym stanowisku, że to nie komputer psuje dziecko, ale to, co z nim dziecię robi. Zatem tablet służy w większej części do zabaw edukacyjnych, pojedyncze gry pojawiają się jako odskocznia. Jedną z ulubionych części tej zabawy jest katalog z piosenkami i teledyskami. Dziecię puszcza sobie piosenki, które lubi. Zbrodnia normalnie. ;) Rozbroiła mnie chwila, gdy dziecię na jednej z apek wymawiających słowa odnalazło słowo "mama". Kluska specjalnie przybiegła do mnie, zaciągnęła przed tablet z drugiego pokoju, zaczęła klikać przycisk, by komputer mówił "mama" i natychmiast mnie mocno przytuliła. Wzrusz mam do tej pory, a od soboty minęło sporo czasu. :)

Był też groźny moment, dziecię wsadziło do buzi metalowy kapsel od butelki i omal go nie połknęło, zaczęła się lekko dusić, choć go wypluł. Myślałam że jej coś utknęło w gardle, całe życie mi przeleciało przed oczami, ale wygląda na to, że to była tylko ślina, bo na kasłaniu się skończyło. Nawet przeleciałam jej po brzuchu apką z wykrywaczem metalu w komórce (słabo działa, ale na kapsle reaguje), zero reakcji. Brr, znów przewertowałam całe mieszkanie w poszukiwaniu przedmiotów z rejonu dwóch centymetrów średnicy i jeśli nie wywaliłam, to wysoko schowałam. No ale tak coś czuję, że wizyta na pogotowiu to tylko kwestia czasu, włazimy w wiek głupich pomysłów. Hrr.

6 komentarzy:

  1. No z tymi mediami to są różne teorie. Ale z mojej perspektywy i w oparciu o wiedzę na temat tego jak uczą się ludzie, jednak jestem skłonna stać przy twierdzeniu, że nie ma programów edukacyjnych dla dzieci do lat trzech. Polecam np. książkę "Neurodydaktyka". A co do dzieci, które mają zdecydowaną wizję tego co akurat powinny robić i kiedy, to dokładnie rozumiem. Też mam teraz takie jedno:) Pocieszam się tylko faktem, że z tym uporem i przekonaniem na pewno osiągnie w życiu jakiś sukces i będzie utrzymywał starą matkę w szpitalu bez klamek (bo to, że tam trafię z każdym dniem wygląda na bardziej prawdopodobne, biorąc pod uwagę zachowanie mojego młodszego dziecka:) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A szukałaś takowych? Bo moim zdaniem jest bardzo dużo, tylko trzeba poszukać. Są piosenki uczące liczyć i czytać po angielsku, są programy, gdzie dziecko uczy się odgłosów wydawanych przez zwierzęta naprawdę, czyli kot naprawdę miauczy, pies naprawdę szczeka, kurczak naprawdę ćwirka. Są programy do rysowania, no nikt mi nie powie, że rysowanie palcami nie jest rozwijające. Oczywiście wszystko z umiarem, patykiem po ziemi rysujemy także namiętnie, takoż i tradycyjnymi kredkami. Traktuję elektronikę jako uzupełnienie, nie podstawę. Ale my to w ogóle wyrodni jesteśmy, dziecię ma nadal dostęp do smoczka, pije mleko z butelki, biega w pieluszce (obyły się próby odpieluchowania, ale niestety okazały się falstartem), sodoma i gomora wg naszych prabababek ;)

      Usuń
  2. mając dzieci - praca w nocy najlepsza. święty spokój i wszystko mozna zrobić. u mnie nocki mają same plusy - nie kręci się kierownictwo po hali w nocy jest spokojiej. szkoda tylko że trochę rozwala rytm dbory ogranizmu i potem jak nie ma ncek cięzko usnąć ale co tam. praca w nocki najlepsza. i za nocki lepiej płaca.


    ale zakupy z dziećmi lubię trochę mniej. zwykle ograniczam się do jakichś szybkich. to takie wielkie jak trzeba jakiś zapas uzupełnić to wolę bez. wolę zrgnizwoaćsobie kogoś by mi przyilnował Gady a wtedy mogę spojoknie i bestrswowo zrobić duże zakupy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie niestety płacą od zlecenia, więc nie lubię siedzieć po nocach, jeśli nie muszę, no ale przy biegającym po domu dziecku ciężko pracować. Więc dłubię, kiedy śpi w ciągu dnia lub jest na spacerze, ale z tym różnie bywa. Zakupy z Kluską najczęściej robił tata, ale ostatnio to się zrobiło niemożliwe, bo mała wyrywa się z wózka, więc musimy to wszystko od nowa zorganizować. Albo nająć służbę ;)

      Usuń
  3. Wyjście z moim dzieckiem na zakupy to koszmar. Mam nadzieje,że z tego wyrośnie ponieważ w przeciwnym razie zakupy będę robić przez internet.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to już i tak większość rzeczy kupuję w sieci. Jak dotąd tylko spożywcze głównie w sklepach stacjonarnych, ale jeszcze trochę takich akcji Klusięcia, a przejdziemy na zamawianie z Tesco ;)

      Usuń