13.8.13

Samodzielne zasypianie

Jeśli śledzicie tego bloga od początku zapewne wiecie, że borykam się z usypianiem Kluski odkąd skończyła mniej więcej miesiąc. To znaczy od momentu, gdy trzeba było przejść na butlę i usypianie cyckiem z musu poszło papa. Nie było mowy o spaniu na brzuszku, nie było mowy o spaniu w łóżeczku, dopóki nie zasnęła w moich ramionach, wtulona w ciasno zawinięty kocyk lub becik. Tak sobie radziłam w szpitalu, na dodatek siedzenie lub leżenie z nią nie pomagało, trza było nosić. Turbulencje! Usypiała nam też w wózku, więc szybko zamieniliśmy go na domową kołyskę. Dopóki mała nie przekręcała się na boki, spała po prostu w gondolce, potem przenosiliśmy ją do łóżeczka i tam już spała jak zabita. Tylko moment odejścia w ramiona Morfeusza był kłopotliwy.

Z czasem wyrosła z gondolki i zrobił się problem. Bo ważyła już niemało i babcia nie dawała rady jej nosić, więc przez jakiś czas usypiana była w spacerówce, ale strach, bo nie można jej było wtedy zapinać. W końcu spacerówka stała się obiektem hejtu, ale w tym samym czasie jako tako nauczyłam małą zasypiać obok mnie. Siedziałyśmy sobie przytulone w fotelu i mała odlatywała. W międzyczasie dostaliśmy w prezencie spacerówkę-parasolkę i tam ostatnio Klu była usypiana przez babcię. I znów źle, bo się przyzwyczaiła. A pozycja średnio wygodna.

I może właśnie dlatego, że niewygodnie, mała odkryła że lepiej jest od razu spać w kojcu. Zauważyłam to przypadkiem, podczas mojego nocnego dyżuru, kiedy to zbudziła się bladym świtem o siódmej, a ja zamiast wstać dałam jej butlę z wodą i położyłam się na "pięć minut", by oprzytomnieć. Zasnęłam. Kiedy obudziłam się koło ósmej, mała najspokojniej w świecie spała. Sama się położyła i nikt jej nie musiał brać na ręce. Najwyraźniej widziała mnie śpiącą (zupełnym przypadkiem spałam z nią w pokoju, bo tylko tu wiało chłodem od drzwi balkonowych, u mnie w pokoju nadal było za gorąco) i postanowiła naśladować.

Mając tę wiedzę postanowiłam wprowadzić ją w czyn. I zamiast ją standardowo nosić - wrzuciłam do kojca w porze, gdy już zaczynała się przytulać do pieluszek i zabawek (tak okazuje senność). Zabawa trwała w kojcu w najlepsze, a ja nic. Usiadłam w fotelu i udaję, że śpię. Dziecko wstaje, zaczepia mnie (ale nie płacze), a ja nic. Czasem tylko otwieram oczy i potem zamykam. Dziecko wstaje, siada, wstaje, siada, turla się po kojcu wyłożonym pluszakami i tetrowymi pieluszkami. I po jakimś czasie zrobiło się ciszej. Otwieram oczy, zaglądam do kojca - mała śpi jak kamień.


Czyli po prostu sama dorosła, sama do tego dojrzała, ja jej tylko dałam możliwość podjęcia decyzji, jak woli zasypiać. Nie musiałam bawić się w wypłakiwanie, ani rodzicielstwo bliskości do wczesnej podstawówki. Każda z nas ma swoje królestwo poduszek i nikt nikogo nie kopie przez sen. Cieszę się, że posłuchałam rady pani zza wielkiej wody, Tracy Hogg, która napisała, że jeśli dziecko przyzwyczai się do określonego stylu zasypiania, to każda zmiana jest bardzo źle odbierana i może źle wpłynąć na psychikę dziecka. Więc jeśli rodzicom jest wygodnie spać z dzieckiem, to nie powinni na siłę przyzwyczajać go do zasypiania w łóżeczku. Ale jeśli wyglądają jak Zombiaki, bo nie spali od wielu miesięcy, budząc się co kwadrans z powodu każdego ruchu dziecka przez sen, to może powinni coś z tym zrobić. Ale delikatnie, metodą małych kroczków, stopniowo, w dłuższym okresie czasu. Typowej metody Tracy na naukę usypiania w trzy dni nie odważyłam się przeprowadzić. Doszłam do wniosku, że jest za późno, że trzeba poczekać, aż mała będzie gotowa. I czekaliśmy, ale próbowaliśmy jej pokazywać, że spać można samodzielnie, w pewnej odległości od rodziców. I że jakby co, to przyjdą po prostu za minutę, jak się ich zawoła. Najpierw nauczyłam małą spać samą w pokoju, dopiero potem zabrałam się za usypianie. Wreszcie nadszedł ten dzień, gdy ja osiągnęłam to co chciałam, a dziecko lepiej śpi (przenoszenie z wózka do kojca trochę ją rozbudzało) i jest dzięki temu bardziej wypoczęte po obudzeniu. Same plusy!

Pozdrawia Wasza Kraina Wyrodności, która jedzie za kilka dni do Norwegii i zostawia dziecko z babcią na dwa tygodnie. Mam nadzieję, że wszyscy będziemy się dobrze bawić, każde we własnym zakresie :)

13 komentarzy:

  1. U nas usypianie przy piersi i myślę, że u nas nie czas na naukę samodzielności teraz, bo ząbki idą.
    A co Cię niesie do tej Norwegii???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krajobrazy oczywiście. Wyprawa rowerowa życia, druga taka okazja może się nie nadarzyć (bardzo tanio jedziemy grupą). Inaczej bym się nie zdecydowała. Po innych wyjazdach wiemy, że mała dobrze znosi rozłąkę, więc tu się nie boję. To będą w sumie niecałe dwa tygodnie, najdłużej jak dotąd, ale potem będzie przerwa od dłuższych wyjazdów, więc to nadrobimy. :)

      Usuń
  2. U nas w nocy luzik, całą rodziną śpimy jak zabici. Okradli by nas i nikt by nawet oka nie podniósł. Za to w ciągu dnia... Cycki mam już powykręcane w każdą stronę, bo przed drzemką obowiązkowo cyc i trenowanie nowych umiejętności. Obowiązkowo zsynchronizowane to być musi. Usypiamy się do drzemki 1h, a samo spanie niejednokrotnie trwa 20 min. Pomaga jedynie przytulenie i w ten sposób zasypia, ale jak odkładam to się przebudza i muszę jeszcze chwilę z nim poleżeć. Dlatego bardzo bym chciała go nauczyć samodzielnego zasypiania w łóżeczku w ciągu dnia. ALe to chyba awykonalne :(
    Dlatego zazdroszczę tego wytchnienia :D
    A w Norwegii bawcie się dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje.
    U nas z zasypianiem zawsze szło marnie a jak już wyszliśmy na prostą to Alka wpadła na pomysł, że zacznie znowu trenować naszą wytrzymałość. Od tygodnia mamy co wieczór jakiś koszmar.Bunt dwulatka pełną parą.
    Miłego odpoczynku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że u Kluski bunt dwulatka będzie przechodził tak jak lęk separacyjny, bezobjawowo ;)

      Usuń
  4. Kiedyś pod jakimś Twoim komentarzem o samodzielnym zasypianiu odpisała Ci, że trzeba wyłapać odpowiedni moment. Wygląda na to, że Ci się udało choć wtedy twierdziłaś, że chyba go przegapiłaś ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był moment, kiedy straciłam nadzieję, albo raczej wiarę we własny rozum ;)

      Usuń
  5. Grunt to wpaść w rytm :) U nas chłop kiedyś postanowił usypiać młodego, a ja miałam go kąpać - bo normalnie jest odwrotnie. Skutek był taki, że młody usypiał przez 2 godziny zamiast pół godziny.
    Chłopu odechciało się eksperymentów raz na zawsze :D

    OdpowiedzUsuń
  6. niezależnie od tego gdzie śpią i jak zasypiają i kto śpi u siebie- wyglądam jak Zombiak;) metoda bardzo dobra nic na siłe...u nas rytm skutecznie wybijają xchoróbska. potem długo mija nim wraca do normy

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja trafiłam na książkę Tracy Hogg jeszcze w ciąży i muszę przyznać że od początku nie miałam z malutką żadnych problemów podczas zasypiania, Emka od początku śpi we własnym łóżeczku, a gdy gdzieś jedziemy musimy jej szykować osobne posłanie gdyż nie potrafi spać z nami... woli sama:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja na szczęście nie miałam nigdy jakiś wielkich problemów z usypianiem mojej pociechy, ale słyszałam że u niektórych dzieci to idzie naprawdę opornie. Grunt to znaleźć odpowiednią metodę, żeby wszystko sprawnie funkcjonowało :)

    OdpowiedzUsuń
  9. u nas ostatnio w nocy ćwiczenie nowych umiejętności. Dopiero ostatnio mamy jakieś dziwne problemy z usypianiem wcześniej nigdy. Myślę, że jest to spowodowane tym, że dziecko nsuczyło się czegoś nowego i teraz tych umiejętności troche nie może poskromić. A też tu przyczynia się fakt, że babcia wkłada go do łóżeszka aby się pobawił i pochodził łóżko-łóżeczko, bo on taki tor przeszkód uwialbia. Łózeczko mamy przy naszym łóżku i szczebelki powyciągane, więc mamy wędrówki ludów z i do łóżeczka (nawet na śpiąco w dziurę trafi)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak często bywa, nowe umiejętności stopują inne. Dopiero co wróciliśmy z wyjazdu, pod babcina kuratelą Klusię wróciło do starych zwyczajów. No trudno, zaczynamy zabawę od nowa :)

      Usuń