Jesień zeszłego roku była zupełnie spokojna. Kluska zaczęła w edukacji domowej czwartą klasę i byłam ciekawa, jak odnajdzie się w systemie nauki pod egzamin. Do tej pory nauka nie zajmowała jej czasu wcale, a tu trzeba się trochę zmobilizować. Rozmawiałyśmy o tym wcześniej i po prostu zaplanowałyśmy z grubsza kolejność. W międzyczasie bywaliśmy w lesie, spotykaliśmy się ze znajomymi, zrobiliśmy ognisko i w ogóle tak podejrzanie dobrze się zaczęło.
Byliśmy też kilka razy na śpiewankach i podczas październikowych, na Jazdowie, zaskoczyła mnie informacja o planowanej ustawie, która praktycznie likwidowała edukację domową w Polsce. Może gdybym nie znała życia w tym kraju, to bym się załamała, a ja tylko westchnęłam, że nawet teraz nie dadzą nam w spokoju. Zaczęły się akcje nagłaśniania, pisanie listów, petycje...
Kluskę starałam się od tego trzymać z daleka, trzymaliśmy się planu i do grudnia udało się zdać informatykę, przyrodę i polski, a tuż przed świętami machnęła historię. Już wtedy wiedzieliśmy, że dobra nasza i prezydent tego bubla nie podpisze...
Tak że jesień nie była pozbawiona emocji, ale też wspominam ją dość ciepło. Tylko trochę żal mi dawnej wolności unschoolingu, teraz już trzeba się trochę spinać i przerabiać to i owo, żeby chociaż zdać i mieć z głowy. Wyniki końcowe mnie nie interesują, ale interesują Kluskę, która uważa, że należy trochę ogarniać. I chyba jej to nieźle wychodzi.
Ale z nowości, darowała sobie harcerstwo. Nie od razu, jeszcze ze sobą walczyła, próbowała chodzić na zbiórki i śpiewać... ale paramilitarność jej hufca i skojarzenia wojenne z bronią i wojskiem oraz inne akcje typu "nie będziesz mi mówić, co mam robić" spowodowały, że jednak woli po naszemu latać po krzalu cywilnie. No i dobra. Za to zorganizowały sobie z kumpelami żeński klub plotkarsko-planszówkowy, więc ten rok mamy zorganizowany w sposób totalnie spontaniczny i nieprzymusowy.
Aż się boję pomyśleć, co będzie za rok. ;)
A to z naszej miejscówki przy bagienku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz