12.7.19

Relacja z pikniku Matsuri

Po spędzeniu cudownych chwil z zamrożonym sorbetem w zeszłym roku postanowiłyśmy w czerwcu powtórzyć zabawę i wybrać się ponownie. Ale tym razem pojechałyśmy pociągiem i metrem, bez rowerów, bo zapowiadał się dziki upał i chyba byśmy umarły po drodze bez klimy.



Pilnowanie młodej, by się nie zgubiła, nieco komplikowało robienie relacji (i tak się raz zgubiła pod sceną, ale po kilkunastu sekundach się odnalazła). Tym razem udało mi się nagrać nieco sceny plenerowej. Muzyka była dla koneserów, ale chyba nie było wśród publiczności osoby, która nie zachwycałaby się bębnami. Tym razem nie weszłyśmy do sali ze sceną profesjonalną, bo raz że sztuki walki w ogóle wyskoczyły w plener, a dwa że była dzika kolejka i jakoś nie trafiłyśmy w moment, gdy się zaczynały pokazy teatralne.


W sumie to przyjechałyśmy trochę wcześniej, by załapać się na dobutsu shogi! Na większą planszę. Małą miałyśmy ze sobą (sami zrobiliśmy) i zagrałyśmy na placu zabaw. A potem już w sali. Okazało się, że średnia plansza jest jeszcze układana, więc zagrałyśmy na dużej! Oj, było trudniej. Ale że znałyśmy z grubsza zasady, pan tylko w paru miejscach nam podpowiadał. Tata Kluski to już wie tyla na temat tej gry, że mógłby robić za wolontariusza, ale nie lubi tłumu i w związku z tym nie było go z nami.
Udało się też złapać fajny wachlarz dla Kluski z darmowego stuffu. Jeśli piknik japoński, to musowo trzeba machnąć jakieś origami. Tym razem dorwałyśmy w plenerze książkę od pani i znalazłyśmy origami marchewkę!!!
Trafiały się też kolorowanki
Były też inne klimaty :)
Oczywiście Kluska zażyczyła sobie własne kimono.
Później, już po powrocie do domu, znalazła moją starą sukienkę i stwierdziła, że się nadaje. Tylko jej dorobiłam koczek, wbiłam papierową parasolkę i siup, mała Japoneczka. :)
Za rok oczywiście postaramy się być ponownie! I rzecz jasna zjemy sorbet z melonem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz