25.11.18

Tysiąc dwadzieścia dwa kilometry na rowerze

Otóż śmiem donieść, że Klusencja w tym roku przebiła tysiąc kilometrów na rowerze. To znaczy w przyczepce, foteliku i na rowerze własnym Kwiatuszkiem zwanym. Ostatnio sporo jeździ pomimo niskich temperatur i żyje. Chyba tylko raz odpuściliśmy sobie z powodu pogody, bo bałam się oblodzonego chodnika (później wyszło, że niepotrzebnie, bo jednak o 8 temperatura już była na plusie).


Przez jakiś czas Kluska jeździła na hulajnodze, ale stwierdziła, że nuda i woli rowerem. Jak pada deszcz, to wkłada na głowę kaptur i jedziemy. Nie da się? Da.

W przedszkolu przypinam rowerek łańcuchem z kłódką do płotu na dziedzińcu. I już. Popołudniu odbiera dziecię tata i zdarza się, że młoda nie chce wracać prosto do domu i żąda pobytu w bibliotece. To jadą dookoła i z 3 kilometrów robi się dzienny dystans nawet 6. Bo czasem odwiedzają biblioteki trzy. Na szczęście ostatnio otworzyła się kilkaset metrów od domu jeszcze jedna, to czasem udamy się pieszo. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz