14.12.15

Rodzicielstwo dalekości w praktyce

Kiedy w 2012 rzuciłam na blogu mimochodem, że "wprowadziliśmy rodzicielstwo dalekości, czyli żadnego spania z dzieckiem", nie sądziłam, że to sformułowanie wejdzie na salony (ostatnio przypadkiem odkryłam je jako podtytuł niedawno założonej strony bloga). Pisałam, że wolę spać osobno, że karmienie piersią z zakładanych kilku miesięcy zmniejszyło się do kilku tygodni, że wystawiałam dziecko na balkon w gondolce, bo mi się nie chciało z nią łazić po osiedlu, że jak włożyłam do chusty czy nosidła, to tylko dlatego, że wolałam to niż tachać wózek z trzeciego piętra... z czystego lenistwa i wygody, tak jak wszystkie mamy z krajów trzeciego świata, gdzie nie da się wozić dziecka w wózku, bo zamiast chodnika jest dżungla, góry lub pustynia.




Lata mijały, a ja byłam jeszcze gorsza. Zamiast poświęcić każdą minutę dziecku, "sprzedawałam" je babci (i wujkowi) na tygodnie a sama wyjeżdżałam radośnie na wakacje_bez_dziecka. W zeszłym roku na długi weekend z okazji święta niepodległości każde pojechało w swoją stronę, Kluska samolotem do Egiptu, ja z tatą Kluski do Budapesztu. Z notariuszem jesteśmy już niemal po imieniu, tak często załatwiam odpowiednie pełnomocnictwa na wyjazdy dziecka. W tym roku mniejsze lub większe okazje wyjazdowe spowodowały, że święta spędzimy osobno. Klu wraca tuż po świętach, więc wspólnie spędzimy okres międzyświąteczny wraz z Nowym Rokiem, ale za to w komplecie (w zeszłym roku babcia i wujek spędzali Sylwestra osobno). Czy mam wyrzuty sumienia? Czy tęsknię? Yyy, rany, niemal śpiewam z radości! No dobra, nie śpiewam, tak naprawdę trzy dni panikowałam, bo ci cholerni terroryści, a oni w bezbronnym samolocie. Na szczęście Egipt zapowiedział powrót odzyskania zaufania turystów, więc chyba paru osobom przystawili broń do skroni i zapowiedzieli, że jeśli coś jeszcze wybuchnie do końca roku, to zamkną wszystkich i nie wypuszczą do lata ;)

 Na co dzień myślę o małej ciepło i z radością, że się świetnie bawi. Wysyłam jej życzenia pięknej pogody, łagodnej bryzy i pysznych naleśników w kształcie Myszki Miki, które tak uwielbia.

Te fajne spodenki w trójkąty sama uszyłam!

Czasem patrzę na ludzi, obserwuję ich reakcje, pchanie się w większe lub mniejsze ideologie. I smutno mi się robi. Fanatyzm jest zły i generuje ciemność w duszy. Nawet najpiękniejsza idea rodzicielstwa gubi się, gdy ktoś zaczyna ją traktować jak religię. Już nawet pomijając potrzebę nawracania na jedyną słuszną wiarę. Fanatyzm bliskości, nie boję się tego słowa napisać, generuje przede wszystkim frustrację, gniew i masę nieszczęść. Dlaczego? Bo jeśli kogoś nienawidzimy, jeśli komuś zazdrościmy, jeśli uważamy kogoś za niegodnego miana rodzica (a do tego sprowadza się wyznawanie tej teorii w prachtyce), to generujemy złą energię, która... jak wszystko, co wytwarzamy w swoim sercu - wraca po jakimś czasie z nawiązką. Czasami zastanawiałam się, jak to jest, że ludzie, którzy opluwają mnie jadem, prędzej czy później ledwo podnoszą się pod lawiną nieszczęść. To właśnie tak działa! Kochani, kochajcie nawet swoich wrogów, a kłopoty i choroby będą Was omijać szerokim łukiem. Nie wartościujcie, kto jest lepszy, a kto gorszy. To się bardzo szybko mści, naprawdę. Czasami mam wrażenie, że dzieci " mam butelkowych" śpią długo i spokojnie tylko dlatego, że mają wyluzowane, prychające na krytykę matki, a nie dlatego, że mają za mało bliskości (ihaha), czy są przeżarte (jeszcze bardziej ihaha). Po prostu między nimi a matkami jest coś niewidzialnego. To, co czuję pomiędzy mną a moją córką. Dzielą nas setki kilometrów, a ja nadal czuję, że jesteśmy blisko siebie. Nie muszę jej przytulać. Czuję, że jest obok.


Właśnie tak. Rodzicielstwo bliskości zakłada, że nie ma czegoś takiego jak miłość bez fizyczności. Powiedzcie to matkom dzieci leżących w inkubatorze. One są bliżej własnych dzieci, niż Wy kiedykolwiek będziecie. Moim zdaniem ideologia bliskości wypacza pojęcie relacji między rodzicem a dzieckiem. Zakłada, że tylko bliskość fizyczna ją zapewni. To tak, jakby powiedzieć, że przetrwa próbę czasu tylko związek oparty na seksie. Ahjoj, chyba jednak nie. A nawet przeciwnie. Najważniejsze jest to, co gra ludziom w sercu, przytulanie, rozmowy, to wszystko jest ważne, ale to jest wynik relacji, a nie przyczyna. Miłość jest zupełnie gdzie indziej. Przytulajcie swoje dzieci, ale na Boga (czy Wielkiego Potwora Spaghetti!), od kochania jest serce, a nie cycki!


I to jest główny powód dla którego nie tęsknię za dzieckiem, choć w teorii powinnam. Mamy bliskość metafizyczną, więc nie potrzebujemy aż tyle cielesnej, proste. Poza tym jestem wytrenowana. Skoro pół tygodnia mała i tak spędza daleko od mamy, wszyscy są zadowoleni i szczęśliwi. Weźmy jazdę na kucu. No biedne dziecko, daleko od mamy i taty, nic tylko się pochylić nad jej tragicznym losem. Albo zajęcia integracyjne w przedszkolu, na które mała biegnie tak szybko, że babcia ledwo za nią może nadążyć (od marca będzie chodzić bez babci). Albo inne zajęcia sportowe, na których, jestem pewna, Kluska nawet przez sekundę nie pomyśli o mnie. Prawidłowo!

Ostatnio świat zwariował. Stanął na głowie. Wszystko jest na opak. Ale nic. Przeżyjemy i to. ;)

9 komentarzy:

  1. A ja myślę, że wszędzie musi być równowaga. I już. Bez definiowania bliskości czy dalekości. Każdy robi jak uważa, co dla niego jest najlepsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawe, czy osoby praktykujące rodzicielstwo niedalekości też piszą długie teksty adresowane do potencjalnych krytykujących. pewno nie, bo biedactwa nie mają czasu.
    a może mają za ciemno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mają, internet jest tego pełen. Poza tym nikt normalny z nimi nie dyskutuje, kto by się narażał na lincz i obelgi w stylu "biedny maluszek". ;)

      Usuń
  3. Ale serio aż tak Cię atakują? No za butelkę to i mnie się oberwało i wybacz Lavinko kto jak kto, ale mój młody miał gdzieś, że wcinał z butli, bo nie spał;-p. Za nie spanie z dzieckiem też patrzyli na mnie jak na wariatkę. Bo jak mówiłam, że i owszem kładłam się z dzieckiem na chwilę, czekałam aż zaśnie albo i nie, a potem podążałam do swojego łózka, to byłam jak małpa w zoo. Ale żeby atakować kogoś bo wysyła dziecko z babcią na wakacje O.o? Każdy ma inny sposób na życie, my wiele rzeczy robimy razem, młody praktycznie non stop jest z nami, ale czy ja mam prawo oceniać innych, którzy wyjeżdżają na samotne wakacje, albo idą na imprezę?

    No halo... Aż mi się ciśnienie podniosło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bywanie na mniej lub bardziej zamkniętych grupach matek, zwłaszcza matek ekosreko, jest bardzo "ubogacajace". Ostatnio hejtują ochraniacze na łóżeczka, które duszą dzieci (jak Kluska się urodziła, był wielki hejt na rakotwórcze maty, które nadal wszyscy je kupują, bo to już było trzy lata temu i nikt nie pamięta). Atak rzadko bywa frontalny, to jest raczej "a moja znajoma to", "a moja kuzynka tamto". Inną znajomą zaczepiła obca osoba i z marszu spytała, czy jeszcze karmi piersią. To jest CHORE.

      Usuń
    2. Nie bywam na takich grupach, ani eko ze mnie ani sreko, do bliskości mi daleko. Jestem jakaś nienormalna chyba. Ale z ulgą stwierdzam, że lepiej mi się żyje, nie wiedząc tego wszystkiego. Co do tych ochraniaczy, to ostatnio coś mi się obiło o oczy, ale nawet nie chciało mi się tego czytać, bo stwierdziłam że ostatnio wszystko zabija i jest rakotwórcze, więc czemu ochraniacze miałyby byc lepsze:-p.

      Usuń
  4. Problem z tymi wszystkimi metodami wychowawczymi jest taki, że skupiają one wokół siebie całą masę oszołomów, którzy niekoniecznie rozumieją o co chodzi. Paręnaście lat temu było bezstresowe wychowanie na topie, które przyniosło nam biedaków z aspiracjami na dyrektorów za to bez kwalifikacji. Teraz mamy ideę bliskości, cokolwiek to znaczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego mam alergię na takie ideologie. Prędzej czy później ktoś zaczyna je wyznawać jak religię, zamiast używać rozumu i coś, co w teorii miało służyć ludziom, jest tylko powodem do wojen podjazdowych i knucia intryg. To ja dziękuję bardzo. Z jednej strony mogę powiedzieć, że chowam dziecko bezstresowo, bo w naszym domu kary nie istnieją, z drugiej przecież dziecko wie, że przekraczanie dopuszczalnych granic wiąże się z konsekwencjami. Ale to nie jest postępowanie w zgodzie z ideologią, tylko czysta logika. To co robimy sobie i innym ludziom, ma wpływ na nasz i innych ludzi. Trochę tu bawię się w buddystkę, ale zauważyłam spory związek z założeniem "kto sieje wiatr, zbiera burzę", czyli karma rządzi ;)

      Usuń
    2. errata: "na nas" miało być, nie "na nasz".

      Usuń