Plecak rowerowy dla rodzica? Oto jest pytanie. Czy warto? Podjęliśmy się z tatą Kluski przetestowania plecaka dedykowanego rowerzystom. Mieliśmy już niewielkie rozeznanie w tym temacie, jako że tata Kluski ostatnio jeździ z małą na plac zabaw wyłącznie rowerem. Pojawia się problem transportu ekwipunku dziecka, ponieważ przy montażu fotelika odpadają sakwy, a straciliśmy bagażową przestrzeń rezygnując z wózka. Pozostała opcja plecaka wypełnionego po brzegi. W naszej okolicy sporo dzieci dowożona jest na plac zabaw w ten sposób. Czasem bywa, że obok siebie stoi i dziesięć rowerów z fotelikami. To naprawdę popularny sposób przemieszczania się po naszym mieście. Tylko trzeba się dobrze spakować, by mieć wszystkie potrzebne rzeczy pod ręką.
Czy plecak sportowy przyda się rodzicowi? Czy pomieści niezbędne drobiazgi, picie i jedzenie?
Przyznajemy się bez bicia, bagaż Kluski jest niemały. Nawet jak na dziecko w jej wieku. Po pierwsze dlatego, że dbamy, by miała nieograniczony dostęp do picia i jedzenia (idea BLW). Po drugie, wozimy ze sobą jej zabawki do piaskownicy, zapasowe ubranie, niestety jeszcze pieluchy, chusteczki higieniczne i oczywiście telefon i portfel. Trochę tego się zbierze.
Co pomieścił plecak Rokko firmy Shimano? To co na zdjęciu poniżej. Tak zwane przedmioty pierwszej potrzeby. Pieluchy, pudełko śniadaniowe na jedzenie, niekapek, butelkę wody, termos z zimną wodą na upał, telefon, portfel i książkę (tu kokietujemy, nie dajemy rady czytać książek na placu zabaw, ale podobno są rodzice, którzy to robią). Od biedy da się wcisnąć jeszcze malutkiego pluszaka, ale nasze dziecię wozi przytulanki w rozmiarze XL. Ostatecznie możemy je pominąć, zazwyczaj trzyma swojego ulubieńca na kolanach.
Jeśli zrezygnujemy z termosu i książki, w ich miejsce wchodzi nieduży kubełek z foremkami i łopatką. Ale musimy bardzo oszczędzać miejsce i ewentualne zakupy nie mają szans się tu zmieścić.
Kieszenie. Tych jest całkiem sporo. Wnętrze podzielone jest na dwie części, pierwsza jest większa, druga w teorii jest przeznaczona na bukłak z wodą (który dokupuje się osobno), wchodzą tam płaskie rzeczy typu ubranie czy książka. Do tkaniny rozdzielającej obie części doszyto dwie kieszonki, jedną na telefon (szerokość ok. 8 cm) i drugą siatkową na portfel lub nieduży tablet (szerokość ok.15 cm). Kieszenie na suwak w przestrzeni plecakowej są dwie, w górnej części plecaka i w dolnej. Dolna (narzędziowa) posiada wewnątrz plastikowy niewielki hak na taśmie. Na tej kieszeni naszyta jest również odblaskowa taśma, do której możemy doczepić oświetlenie. Po bokach dwie kieszenie otwarte, bez problemu pomieszczą niewielką butelkę z piciem i niekapek. I wreszcie niespodziewane kieszenie w pasie biodrowym. Można je otwierać bez zdejmowania plecaka, na klucz od zapięcia rowerowego czy klucze od domu - miejsce idealne. Plecak posiada też haki na kask. Nie jeździmy w kaskach, więc nie mogliśmy sprawdzić, czy go utrzymają.
Regulacja. Crashtestów w terenie podjął się tata Kluski, jako bardziej fotogeniczna część naszego teamu. W jego odczuciu plecak nie ma widocznych wad. Regulacja długości pasów ma blokadę, dzięki czemu ich ułożenie jest stałe. Zapięcie zapobiegające spadaniu ich z ramion można dostosować do sylwetki użytkownika (możliwość zmiany wysokości w zakresie ok. 10 cm).
Ogólna budowa. Jak większość plecaków rowerowych Shimano - Rokko ma usztywnione plecy podbite od zewnątrz gąbką i miękką, dopasowującą się do bagażu część bagażową. Suwaki mają plastikowe uchwyty, chodzą w miarę przyzwoicie. Plecak jak widać na zdjęciu jest nieco szerszy w dolnej części i płaski na górze. Można powiedzieć, że wymusza pakowanie w ten sposób, że odciąża kręgosłup. Środek ciężkości jest zdecydowanie bliższy dołowi. Testowy bagaż ważył dwa kilogramy, prawie go nie było czuć.
Nazwa. Nie wiem jak Wam, ale mnie się skojarzyło z Sylwestrem Stallone grającym w pewnym filmie z dawnych lat. Bardzo złe skojarzenie. Rokko to japońskia góra. Mount Rokkō. Nie wierzycie? Kliknijcie w link z nazwą. Albo w widok na szczyt ze strony google street view. On naprawdę istnieje! Byłoby fajnie pojechać z tym plecakiem w to miejsce i wejść na górę. Szczyt znajduje się między Kobe, a Osaką, ale bliżej Kobe. Tylko 516 kilometrów od Tokio. Samochodem niecałe siedem godzin, rowerem pewnie siedem dni. Ale za to malowniczą trasą przez góry. Musimy kiedyś uzbierać dudki i pojechać. Ech, marzenia.
Podsumowanie. Pomimo licznych zalet plecak jest dla naszej trójki za mały i co tu ukrywać, jego cena nie jest niska (ale też porównywalna do plecaków rowerowych znanych firm). Trochę za wąski na wożenie nim dokumentów do urzędu, trochę za ciasny na duże zakupy. Ale dobrze zorganizowanemu rodzicowi, który do tej pory mieścił wszystkie potrzebne bambetle w damskiej torebce - posłuży z pewnością. Jest lekki, nie pocą się w nim plecy (to dzięki temu, że bezpośrednio dotyka pleców tylko w kilku miejscach), przy niewielkim obciążeniu wręcz zapomina się o jego istnieniu. Dostępny w kilku wersjach kolorystycznych. Zielonej, czarno-niebieskiej, czarno-różowej i różowo-zielonej.
Też mamy taki mały, dla nas jest ok, bo woda 1,5 l wchodzi, poza tym my nie mamy tylu rzeczy dla młodego. Jednak nasz plecak ma jedną potężną wadę. Nie ważne jaka jest temperatura na zewnątrz, a plecy są zawsze spocone. Wystarczy 20 min:/. No ale to też nie plecak typowo na rower czy piesze wycieczki. Niby sportowy, ale to niby to drukowanymi literami powinnam napisać.
OdpowiedzUsuńNa rowerze plecy w ogóle się pocą, a w plecaku podwójnie. Ten jest niezły, myślę, że z bukłakiem z zimną wodą może nawet przez jakiś czas chłodzić. A jakby wodę w bukłaku częściowo zamrozić (nie wiem czy można, ale my mrozimy wodę w butelkach w zamrażalniku i potem nam ten lód topnieje cały dzień). Tata Kluski przywiózł ten sposób z Hiszpanii. Podróże kształcą. :) Mrożona woda a la wujek Tomi zza miedzy
Usuń