Żyjemy, tylko zapracowana jestem, więc i czasu na blogowanie mało. Biedna Kluska na diecie bezmlecznej była dwa tygodnie. Już myślałam, że kolejny raz będę musiała iść do lekarza, bo to jakoś podejrzanie długo trwało. Brak apetytu, a co za tym idzie brak energii, trawienie takie sobie. Ale w ostatni weekend zrobiło się jakoś inaczej. To znaczy już w piątek poczułam, że znów opieka nad małą jest męcząca w sensie fizycznym. Co oznacza, że dziecko nie siedzi kilkunastu minut w jednym pomieszczeniu na przykład, tylko zaczyna być wszędzie, to tu, to tam. Już prawie zapomniałam, jak to jest mieć w domu zdrowe dziecko ;)
Pogoda nadal nie bardzo współpracuje, nawet jak się zrobi ciepło, to tu i ówdzie popada, w efekcie wszędzie jest błoto. Na szczęście mamy Orlik w okolicy, gdzie można wypróbować nową piłkę od wujka (Dziękujemy!), plus hałda śniegu do lepienia bałwanków. Jest to używany szron spychany z lodowiska, ale jak najbardziej nadaje się do zabawy. Tylko dziecię nieco uszargane wraca, no ale nie po to szukałam kurtki idealnej do szargania, żeby jej tego zabraniać, no nie? Zatem się szarga moje dziecię tu i tam, a ja nie rwę włosów z głowy, że zniszczy drogie ubranie i co ludzie na dzielni powiedzą (a raczej - i jak ja to potem sprzedam w internetach). Tak jakoś wyszło, że mała na zewnątrz przypomina wg niektórych ludzi patologię, bo nieelegancko ubrana chodzi do sklepu, ale mi to lotto. Ma być wygodnie. I mnie i jej.
Stroić się możemy w domu. To znaczy strój się sama matka, dziecko woli latać w samym bodziaku, w ostateczności włoży bluzkę z rękawem. A spróbuj zasugerować coś ładniejszego, szykowniejszego, cokolwiek poza ulubionym poplamionym ubraniem z rybą albo miśkiem. Uuuu, przechlapane. No cóż, blog modowy to to nigdy nie był i być nie miał, ale nawet gdybym chciała, to Kluska ma inne plany. Całe szczęście, że ma tylko jedną kurtkę, bo jakby zaczęła jeszcze w ubraniach zewnętrznych przebierać, to bym umarła. I tak awantury poranne przedspacerowe przybierają na sile. Trzeba pokazać kto tu rządzi. No przecież nie mama i nie babcia. A na pewno nie tata! Ale tata bywa straszny, jak zdejmie okulary, więc trzeba z nim postępować ostrożnie.
I tak dzień po dniu, omijają nas burze wielkiego świata, snujemy prowincjonalny żywot blokowiska w małym miasteczku i jest dobrze. Jest uśmiech, jest zabawa, są baloniki i kiełbasa w lodówce. Żyć nie umierać!
Ja to mam jakiegoś pecha i przeważnie widuję Kluskę w wózku. I w związku z tym nie mam zbyt wiele dowodów na jej temperament (no może poza wodowaniem kajaka ;)) Do tego te zdjęcia - cudowna, mądra, piękna, spokojna dziewczynka :). Kluskoanioł po prostu :). Tylko starych ma jakiś takich za spokojnych. I jak to starzy- nie nadążają za młodością ;)
OdpowiedzUsuńBo się nie da zrobić z nią zakupów w pojedynkę bez unieszkodliwienia w pojeździe. Pieszo Kluska idzie tam, gdzie chce. A nie tam, gdzie chciałby ktoś inny. Każda inna opcja generuje Armagedon, krokodyle łzy, lament, dziecko mordują, sadyści i tak dalej. Zakupy per pedes tylko grupowo, jedna osoba pilnuje Kluski, reszta robi zakupy. Choć raz już tak było, że Kluska poszła na spacer wychodząc ze mną ze sklepu i się z kwadrans szukaliśmy na dworze później, bo trochę trwało, zanim ekipa skończyła zakupy. W ogóle my to za nią jak na sznureczku. ;)
UsuńDziecko widać wyprowadza was na zakupy, a nie wy je:-p. Takie życie, nie mów, że myślałaś, że jest inaczej. Nie jest i nie będzie. Tzn nawet jak ją spacyfikujesz to i tak będziesz musiała pójść dla świętego spokoju tam gdzie chce, choćbyś ju 5 razy widziała te same regały z zabawkami:-p
UsuńNigdy u Ciebie nie byłam.... ale ten pierwszy raz zapamiętam na długo. Coś urzekającego jest w Twoich zdjęciach... :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Część zdjęć pochodzi ze zbiorów rodzinnych, tzn. jest robiona przez wujka i tatę Kluski, ale rzeczywiście większość jest moja.
Usuń