30.7.14

Dwa lata

Mówię Wam, nie ma nic gorszego, niż rodzić dziecko w środku lata. Fala upałów, wszyscy jadą na wakacje, a ty człowieku zalegasz i zaczynają puchnąć ci dłonie, mimo że wypijasz kilka litrów płynów dziennie. Poza tym jest parno, duszno, a czyjaś stopa siedzi od tygodnia w twoim żołądku, bo nie bardzo ma miejsce siedzieć gdzie indziej. Kluska usadowiła się najbliżej żarcia, jak tylko mogła. Gdzieś pomiędzy jelitami a żołądkiem. Pod koniec obie marzyłyśmy, by wreszcie spać osobno.

Nasze pragnienia nie ziściły się prędko, bo pojemnik najpierw nie chciał się otworzyć, a potem wyszło, że najwyraźniej Kluska i tak się nie przejdzie z tak dużą główką. Na dodatek krzywo ustawioną. No ale powiedzmy, że dzięki rozwojowi medycyny obie przeżyłyśmy i nareszcie Kluska mogła rozprostować nogi a ja... no, a ja mogłam zająć się ciekawszymi zajęciami niż zamartwianiem się, jak to będzie. Na przykład walką o własne życie. Ale że jak wyżej medycyna zrobiła postępy, na tyle że jest w stanie utrzymać przy życiu człowieka, który stracił nagle dwa litry krwi, to po dwóch latach nie wydaje się to już takie straszne.

W sumie pierwsze dni z Kluską były dość lajtowe. Po przywiezieniu mnie z sali pooperacyjnej chwilę później leżałam w towarzystwie małego, śpiącego, różowego burrito i zaklinałam tatę Kluski, by szybciej przyjechał, bo sama nie dam rady pójść do toalety, a co dopiero zająć się dzieckiem. Ale na szczęście moje dziecko wybitnie lubiło spać i obudziło się dużo później. Byłam dość wyluzowana, bo wiedziałam, że mi ją (pewnie w tajemnicy przed ordynatorem) nakarmili mm i że nie jest głodna. Wszystko wskazywało na to, że pokarmu nie mam i mieć nie będę, nawet pół kropli siary nie zobaczyłam w trakcie ciąży, takoż i po porodzie. To że z cycków coś zaczęło lecieć dwa dni później, było dla mnie sporym zaskoczeniem. Co prawda nie była to siara, ale przezroczysta słodka woda, to i tak cud jak na to wszystko, co działo się z moim ciałem wcześniej. No to skoro zaczęło lecieć, to trza było próbować dalej. Do dziś sobie pluję w brodę, że nie poszłam dzień po powrocie ze szpitala po proszki na wstrzymanie pokarmu. Tak by było lepiej dla wszystkich. No cóż, mówi się trudno. W każdym razie nigdy nie dam się wrobić w karmienie piersią, choćby nie wiem ile dzieci przyszło mi urodzić, acz nie planuję kolejnego, tu możecie być spokojni ;)


Po dwóch latach nadal jestem przekonana o tym, że człowiek powinien decydować jak chce żyć, opierając się na własnych doświadczeniach i intuicji, a nie na zaleceniach z tabelek i książek mądrych ludzi. Którzy co prawda mają ogromną wiedzę, tylko ona jakoś nie bardzo sprawdza się w każdym przypadku. Jako swoisty wyjątek od reguły mam się całkiem dobrze, a nawet jestem szczęśliwa. Moje dziecko chyba też. O ile ma co żreć pod ręką ;)

I tak sobie obie żremy od dwóch lat oddzielnie. Każda ma swoją michę, każda ma swoje życie wewnętrzne i zewnętrzne. Ja mam swój kąt do pracy i spania, ona swój kojec. Od czasu do czasu się odwiedzamy. Ona przychodzi poszaleć na moim materacu (no wiecie, sprężynki z ikeańskiego sultana są fajne), czasem ja wyleguję się u niej w kojcu, na tak zwane specjalne zaproszenie. Ostatnio też wspólnie rysujemy. Ja siedzę na jednym krzesełku, Kluska na drugim i rysujemy na zmianę. Ja kotka, ona abstrakcję. Ja muszlę, ona abstrakcję. Ja płotek, ona abstrakcję. Taka zabawa!

I nie wiem czy wszystkie wyrodne matki tak mają, ale ja z każdym dniem czuję się coraz ważniejsza dla mojego dziecka. Wcześniej byłam jedną z wielu, teraz jestem świadomie wybierana. Oczywiście tylko wtedy, gdy jestem pod ręką. Rozklejam się, gdy Kluska rzuca mi się na szyję i mocno przytula. Stałam się lekarstwem, plasterkiem na nieszczęście, ostoją bezpieczeństwa. Mimo że wszystkie poradniki rodzicielstwa bliskości twierdzą, że to niemożliwe. Że bez spędzania z dzieckiem każdej sekundy jego życia od chwili narodzin, najlepiej śpiąc w jednym łóżku, relacja między matką a dzieckiem nie ma prawa się wytworzyć. A jak się nie wytworzy to wiadomo, patologia i stare konserwy. Chyba znowu psujemy komuś statystyki w tabelkach ;)

A skoro już mówimy o statystykach, to chwilowo wzrostu i wagi nie będzie, bo nie zdołałam Kluski zmierzyć ani zważyć. Co do reszty - nadal używa smoczka, nadal nie sygnalizuje potrzeb fizjologicznych, nadal nie gada nic prócz standardowego mama, baba, nje, jaaa, czy coś w tym stylu. Poza tym jest wesołą i żywiołową dziewczynką. Lubi zabawę z dorosłymi, dzieci są dla niej ciekawostką i rozrywką. Nie reaguje strachem, raczej jest początkowo ostrożna, a potem biega między innymi jak szalona. Nie bije też młodszych, szuka pokojowych rozwiązań na odebranie swojej własności. Gada do innych dzieci po swojemu, a one do niej. Jakoś się rozumieją, choć czasem tylko jedna strona używa języka polskiego. W zasadzie gdyby nie brak mowy, byłaby jak każde dziecko w jej wieku. Dowiadywałam się, co mi może w tym momencie zaoferować logopeda. Rezygnację ze smoczka, badanie słuchu, psychologa i w zasadzie niewiele więcej. Zwykła gadka szmatka typu: dużo do dziecka mówić, ograniczać telewizję i inne takie sialalala, które gdyby na Kluskę działały, to by gadała od dawna pełnymi zdaniami. No nic, przetrzymamy i to. Szczerze powiedziawszy chwilowo bardziej nam doskwiera to, że nie robi na nocnik niż to, że mało się odzywa. ;)

13 komentarzy:

  1. No to cóż. Najlepszego dla Kluski :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Kiedy dziecko powinno już chodzić i mówić? Wtedy, kiedy chodzi i mówi. Kiedy powinny się wyrzynać ząbki? Akurat wtedy, kiedy się wyrzynają. I ciemiączko wtedy powinno zarosnąć, kiedy właśnie zarasta. I niemowlę tyle godzin spać powinno, ile mu potrzeba, aby było wyspane. (...) Ależ wiemy, kiedy się to na ogół odbywa. W każdej popularnej broszurce przepisane są z podręczników te drobne prawdy dla ogółu dzieci, a kłamstwa dla twego jednego."

    OdpowiedzUsuń
  3. sto lat Klusko!!!

    podobno dziewczynki szybciej sygnalizują potrzeby fizjologiczne niż chłopcy - dwaj moi w takim razie zaburzyli statystyki w tym względzie, jako półtoraroczne brzdące koniecznie chcieli załatwiać się jak dorośli. na nic zdały się zachęcające próby z nocnikiem na widok którego prężyli nogi jak ze stali. za to trzeci, a właściwie środkowy, jak najbardziej na nocnik siadał w podobnym wieku. gorzej gdy nocnik ten wyciągnęłam z otchłani strychu by spróbować zapodać go najmłodszemu. średni był szybszy, jak to pięciolatki zresztą, błyskawicznie zdjął gacie, usiadł i zlał się oznajmiając, że to JEGO sprzęt i nikomu go nie odda, bo mimo 3 lat wcale o nim nie zapomniał :D im dłużej jestem matką trójki dzieci tym bardziej umacniam się w przekonaniu, że statystyki po prostu istnieją dla dobrego samopoczucia niektórych dorosłych ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to gadałam mając rok, a latałam bez pieluchy mając 1,5. Ale ja to od początku jakaś bardziej kumata byłam, za to społecznie do kitu, nijak mi nie wychodziła zabawa z dziećmi. Pół dzieciństwa spędziłam bawiąc się pod stołem. Dla odmiany mój brat późno mówił, problemy z siusianiem miał jeszcze w podstawówce (ponoć podłoże nerwowe), trochę się mama przeczołgała po różnych terapiach, dzięki którym nauczył się czytać i pisać w miarę poprawnie. Niemałż z bratem też późno gadali, ale za to nie było problemów nocnikowych. Sobie tak myślę, że każde dziecko sprawia jakieś problemy natury okołorozwojowej, tylko różne dzieci różne. Kluska jest na szczęście dość pojętnym dzieckiem i dużo trafia do niej z tego, co mówimy.

      Usuń
  4. Najlepszego dla mojej ulubienicy!. Ale ona wyrosła. W ogóle na tym zdjęciu wygląda jakby miała co najmniej 3 a nie 2 lata!
    Co do mowy. Ja Kacpra oduczyłam smoczka jak miał jakieś 16 miesięcy, a może 18? Cos w ten deseń a i tak rozgadał się dopiero jak miałjakieś 28 miesięcy. W każdym bądź razie bliżej mu było do 2,5 roku niż 2. A o odpampersowaniu nie wspomnę. Tragedia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To przez spinkę i dłuższe włosy. Też mi się tak z dnia na dzień wydała doroślejsza, ale to właśnie upięcie włosów to sprawiło. Największy problem z odpieluchowaniem u nas jest taki, że ona wie do czego służy nocnik, ale chce używać pieluch i już. Wcześniej dawało się trochę ją namówić do siusiania na siedząco, teraz niemal po złości woli na podłogę. Ja się poddałam, babcia jeszcze walczy ;)

      Usuń
  5. Urodzinowe dla Klusięcia i jej rodziców posyłam:)
    Śliczna panna z niej rośnie!
    Na tematy rozwojowe się nie wypowiadam, ja miałam jedynaka, to się nie znam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze że to napisałaś..ufff, są jeszcze normalne mamy :), ja miałam podobne przeżycia, tylko rodziłam w październiku :) moja córcia ma teraz 2.8 miesięcy i dopiero zaczęła mówić (chociaż to i tak za dużo powiedziane :) ) ale wg mnie nieźle, smoka mamy nadal i nie ma na razie szans na odstawkę, miesiąc temu zaczęła siusiać na kibelek mimo, iż wcześniej wołała, że chce siku to dzieć na nim nie usiadł i.... przyszedł taki dzień i siusiamy do nocniczka ale nic więcej...:) reszta dalej w pampersa.. tak więc czekamy dzielnie, pozdrawiamy serdecznie Kluseczkę i życzymy jej dużo dużo radości!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja nie rezygnuję ze smoka z bardzo prostej przyczyny. Jeśli Kluska go potrzebuje, a nie może znaleźć, to po prostu ssie brudne paluchy, albo i całą pięść. Z dwojga złego chyba jednak wolę smoczek. Staram się jednak pokazywać jej, że radzi sobie doskonale bez niego i np. nie zabieram smoka, jak idziemy do piaskownicy. A jak na dłuższy spacer, to go po prostu chowam z zatyczką czekając, aż sama o niego poprosi.

      Pocieszyłaś mnie, że nie tylko ja mam dziecko idące tak zwanym "własnym trybem". Skoki rozwojowe rozjechały się Klusce już w pierwszym półroczu życia. ;)

      Usuń
    2. A mój syn od początku smoczka nie lubił, bo mały cwaniak pewnie uznał, że jak z niego nic dobrego nie leci to po co do ssać. Czasami tak chętnie bym go smoczkiem uspokoiła jak to robiły inne mamy, a tu nic z tego... jak zaczął się drzeć to buzi sobie zatkać nie dał :).

      Usuń
  7. Masz rację i dziwię się, że jeśli rodzice planują "zrobić" sobie dziecko to robią tak żeby wypadło na miesiące czerwiec - sierpień. Przynajmniej tak jest w moim otoczeniu. My możliwości planowania nie mogliśmy mieć i wyszło na październik, to będą 2 urodziny.
    Co do MAMY. Mimo tego, ze to męczące, bo Mała najbardziej uważa mnie co wiąże się z ciężkimi rozstaniami ja też rozpływam się jak idzie do mnie nawet jak na nią krzyknę.
    Sprawa z mówieniem u nas podobna - gada po swojemu. W naszej rodzinie jest dziewczynka z lutego 2012 i dopiero niedawno zaczęła mówić. W sąsiedztwie chłopczyk z marca 2012r. i też jeszcze nie mówi. Dzieci są różne. Dalej robi w pieluchy - jakoś nie chce mi się walczyć z nocnikiem...
    Wszystkiego najlepszego dla Kluski!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nasza pociecha ponad 2 latka i też nie sygnalizuje potrzeb wszystko ląduje obok nocnika.... :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Mój poród też nie był pozbawiony atrakcji, bo miałam 12 h skurczów, mały utknął w kanale i mimo wszelkich starań musiałam mieć cc :). Jakby do tego dodać jeszcze krwotok to mamy ostrą jazdę bez trzymanki. I właśnie dlatego teraz tak bardzo doceniam życie.
    Mój mały do 2 lat mówił głownie po swojemu, ale za to potem nagle tak się rozgadał, że do tej pory buzia mu się nie zamyka, a ma prawie 4 lata i jako jedno z nielicznych dzieci w przedszkolu nie musi korzystać z porad logopedy.
    Z potrzebami fizjologicznymi to było tak, że najpierw się nie udawało, a potem mały załapał o co chodzi i od tej pory z dnia na dzień odmówił zakładania pieluchy (co nie raz kończyło się mokrą plamą tu czy tam).
    Mój syn świetnie bawi się z tatą, uwielbia spędzać czas u dziadków i świetnie czuje się w przedszkolu, ale najlepszym lekiem przeciwbólowym i rozweselającym jestem ja, dumna Matka-Blogini :).

    OdpowiedzUsuń