4.11.13

Piaskownica w listopadzie

Dziwna sprawa. W przeciągu ostatnich paru tygodni wywiało z placu zabaw wszystkie dzieci. Zupełnie nie wiem dlaczego, w końcu jest dość ciepło jak na tę porę roku, około 12-10 stopni. Albo chorują, albo nie mamy szczęścia i jakoś się mijamy. Ma to swoje plusy, bo człowiek nie boi się, że starsze dziecko w pędzie przypadkiem wpadnie na moje, poza tym obie piaskownice mamy dla siebie, takoż huśtawki i karuzelę. To ostatnie ciepłe dni, pod koniec tygodnia będzie już 5 stopni i nie wiem czy się odważę puścić Kluskę na mokry piasek tak jak dzisiaj. Głównie boję się o łapy, bo nadal są problemy z wciśnięciem ich do rękawiczek. Co innego piasek, piasek do rękawiczek sypie się łopatką coraz zręczniej ;)


Kluska niedawno skończyła 15 miesięcy. Ot data w kalendarzu - poza podrośnięciem paru centymetrów ( ma ok. 82 cm) nie zauważyłam żadnej zmiany w jej zachowaniu. Może trochę pewniej chodzi niż miesiąc temu (już nie wywala się na wertepach) i jeszcze bardziej niż zwykle wkurza się przy ubieraniu, rozbieraniu i zmianach pieluchy. Mała złośnica i terrorystka. Ja już się chyba przyzwyczaiłam, babcia jeszcze walczy, skutek mniej więcej ten sam, to znaczy awantura. Taki bunt dwulatka pół roku wcześniej tylko bez słów, bo nadal mała mówi pojedyncze sylaby, ale nie słowa. A może to raczej zapowiedź tego, co nas czeka w nie tak dalekiej przyszłości? Ekhm, nietopsz. Z drugiej strony trudno mi sobie wyobrazić, by takie kochane dziecko zamieniło się nagle w potwora. Będę dobrej myśli.


Minione święta spędziliśmy w atmosferze raczej wesołej, bliżej nam było do Halloween, którego (jeszcze) nie obchodzimy, ale może to wynika z naszych pogodnych usposobień? Grobbing i zniczing uprawialiśmy na raty, Kluska asystowała przy wyborze wiązanki, nawet wiozła ją do domu na kolanach (wszędzie chodziliśmy pieszo). Ona bardzo lubi kwiaty, także sztuczne, więc każda wizyta w kwiaciarni czy na bazarze w tym czasie to była okazja do świetnej zabawy. W ogóle ostatnio Klusek ma lepkie łapki, to znaczy przy okazji zakupów często zwija coś z półek. Pół biedy jeśli to są skarpety (zawsze się przydadzą), gorzej gdy jest to zielony za duży szlafrok - dinozaur. Dziś jakimś cudem jej się znudził jeszcze w sklepie i dało radę wyjść bez awantury, a szlafrok powędrował z powrotem na półkę. Za to mamie spodobał się miś i potem była awantura przy odpinaniu klipsa i odczytywaniu kodu kreskowego. Tak czy siak dziś misiak był królem. To przez Misia z Big Blue House (Mini-Mini). I na pocieszenie, bo pół dnia nie było prądu, a zatem nie było rybki ani dinozaurów. Bu. Na szczęście Kluska czas unplugged spędziła głównie na spacerze, a potem przespała. Obudził ją po niecałych dwóch godzinach telewizor, po prostu się włączył (zapomnieliśmy wyjąć wtyczkę, wyłączył się nagle po dziewiątej, więc nie dało rady "zmutować" dźwięku). Nadal ma_być włączony i basta, choć dziecko bajek prawie nie ogląda. Prawie robi jednak różnicę, kątem oka zawsze zauważy, że wyłączyliśmy i każe włączać. No co będę dziecku bronić, skoro tak lubi. Sama mam słabość do kreskówek i nierzadko oglądamy je razem :)



Końcówka świąt czyli długi weekend cmentarny to kopanie łopatką na cmentarzu pośrodku ścieżki i rozanielanie przechodniów. A po cmentarzu oczywiście piaskownica, co z tego że jest 18  i ciemno. Pod placem zabaw są latarnie, więc piaseczek widać i można kopać. Zainteresowanych zdrowiem Kluski uspokajam, że póki co nie mamy nawet kataru, odpukać :)


Wreszcie przyjemności mamy i taty, zostaliśmy zaproszeni do imprezy w starej chacie, która zmieniła się w plener, a w ostatniej chwili na opuszczony drewniany młyn nad rzeką Rawką. Jubilatka wysprzątała wnętrze i zamieniła go w bajeczne miejsce. Będę ten wieczór wspominać latami, mimo że byłam tam tylko dwie godziny. Przyjechaliśmy tam z Żyrardowa rowerami, bo akurat i tak byliśmy na wycieczce (korzystając że Kluską zajęli się babcia i wujek Kluski - poszli sobie na basen). W efekcie zrobiliśmy tego dnia 64 km. Całkiem ładnie jak na początek listopada. Udało mi się dobić do zakładanych 3 tysięcy kilometrów w roku, a przecież jeszcze listopad i grudzień. Może uda się osiągnąć 3333 km. Oby!


Co jeszcze? Czytam właśnie książkę o wychowywaniu dziecka bez religii.

Ateistyczna Rodzina - Jak pomóc dziecku odnaleźć sens życia w świecie bez Boga - Dale McGowan

Bardzo ją polecam także ludziom wierzącym, bo nie jest antyklerykalna, przeciwnie - stara się pogodzić dwa pozornie skłócone światy. Co prawda jest z amerykańskiego punktu widzenia (Wiecie, że oni nie znają typowej polskiej Wielkanocy oraz święta zmarłych? Mają za to na początku listopada Święto Dziękczynienia, w rozsądnej odległości czasowej od Halloween). W wielkim skrócie jest to zbiór esejów pisanych głównie przez rodziców ateistów lub rodziców z rodzin mieszanych (czyli jedna osoba wierząca, druga niewierząca). Przeważa pogląd, że należy dziecko zachęcać do samodzielnego myślenia i zarazem przygotowywać psychicznie na to, że być może będzie czuć się w grupie swoich rówieśników osamotnione. Jest też o świętym Mikołaju (czy opowiadać bajkę o włażeniu przez komin, czy nie), jest o finansowaniu lekcji religii przez państwo, jest o wartościach, jest o śmierci - właściwie każdy problem ateisty w świecie teistów jest poruszany i w jakiś sposób tłumaczony. Nie powiem, żeby książka otwierała mi oczy, ale to dobra lektura dla ludzi, którzy już podjęli decyzję co do wychowywania potomstwa bez mieszania w to Boga i nie wiedzą, co dalej (bo np.  są pierwszym pokoleniem ateistów w rodzinie i nie mają przećwiczonych wzorców postępowania).

10 komentarzy:

  1. My chodzimy prawie codziennie na plac zabaw i niestety tez zaobserwowałam pustki :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kluska ma nieco starszą kumpelę Lenkę, ale od ponad tygodnia się nie spotkały. albo chora, albo jej mama uważa, że jest zbyt zimno. W sumie my też długo nie byliśmy, może z 45 minut.

      Usuń
    2. My chodzimy w każdy weekend bo w tygodniu wracamy do domu jak juz jest ciemno. Zaobserwowałam to samo zjawisko+ dziwne spojrzenia starszych pań. Jedna nawet mimochodem napomknęła, że może zachorować od zjeżdżania na zjeżdżalni. Hm... jakims cudem w tym roku młody nawet sie trzyma i oby tak zostało, bo w ubiegłym już 3 razy siedziałam z nim w domu.

      Usuń
    3. Może kiedyś, na metalowych zjeżdżalniach zimą było ryzyko przymarznięcia tyłka, ale teraz kiedy są plastikowe teoretycznie można zjeżdżać cały rok ;) na zimniejsze dni mam dla Klu gumowane spodnie i ewentualnie kombinezon, ale teraz jest za ciepło, zapociłaby się i choroba gotowa. Musi temperatura spaść do kilku stopni.

      Usuń
  2. Ja wysyłałam ostatnio fotki Nikosi z placu zabaw i ta osoba mi wlasnie wyskoczyla gdzie sie podziewają wszystkie dzieciaki,bo wiecznie na tych fotkach samiusieńka Nikosia i caly plac zabaw jej!

    OdpowiedzUsuń
  3. My wprawdzie przydomową piaskownicę okryliśmy już zimowo, ale huśtawka i zjeżdżalnia to zawsze do pierwszych śniegów są użytkowane. A potem jak już jest biały puch to jakoś inne pomysły na zabawy są ;)

    Książka - ciekawie brzmi - jak dorwiemy, chętnie przeczytamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak spadnie śnieg, na pewno będą sanki. Pomału się rozglądam za takimi z rączką do pchania. W tym roku się nie wyrobiliśmy, bo w kwietniu jeszcze mała stabilnie nie siedziała.

      Usuń
  4. Dla dzieci nie ma znaczenia czy to czerwiec czy listopad :)

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie .

    OdpowiedzUsuń
  5. Grobing i zniczing, tego jeszcze nie słyszałam :)
    15 miesięcy, to już całkiem sporo, teraz już będzie więcej, częsciej i o losie! głośniej ;)
    Korzystajcie z piaskownicy ile się da. Zimno nie zimno, dopóki nie pada trzeba wychodzić i "wietrzyć te małe głowki" ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. też w nieciekawą pogodę wychodzimy;) i dobrze wietrz i hartuj. oby w przedszkolu nie łapała nic

    OdpowiedzUsuń